Pacjenci mogą czuć się coraz bardziej zagubieni. Idą na zabieg medycyny estetycznej, a często otrzymują coś, co nie ma nic wspólnego ani z medycyną, ani z estetyką. Przypadek pacjentki, którą dziś opisuję, jest drastyczny, bo prosty zabieg doprowadził do dramatycznych konsekwencji.
Jest to zarazem opowieść o nieodpowiedzialności zabiegowców (przypomina mi się beztroska kosmetyczki z artykułu „Nie ta struktura, nie ten kolor, powikłanie po hydroksyapatycie wapnia”) , która przyłapana na tym, że nie ma pojęcia, co jest w składzie preparatu, który wstrzyknęła pacjentce, powiedziała „ojej, nie sprawdziłam”), o braku kompensaty za szkody i nieodwracalnym wpływie na życie.
Grudki po mezoterapii – na stałe
Pani Kasia (40+) była moją stałą pacjentką, przychodziła na zabiegi na przebarwienia. Jednak w 2018 roku pojawiła się z zupełnie innym problemem.
Kobieta poszła na zabieg mezoterapii twarzy do gabinetu kosmetycznego, zwabiona dobrą ceną.
Ze skutkami tego, wydawałoby się niewinnego zabiegu, zmaga się do dziś.
Mezoterapia to popularny i teoretycznie bardzo prosty zabieg. Polega na powierzchownym wstrzyknięciu preparatu. Po zabiegu na skórze widoczne są bąbelki, grudki, gdyż preparat wypycha skórę (wygląda się chwilowo, jakby się chorowało na ospę).
Zazwyczaj te grudki znikają po 1–2 dniach. U pani Kasi nie zniknęły. Pozostały na stałe, głównie na policzkach.
Kobieta zgłosiła się najpierw do gabinetu, który wykonał zabieg, ale nie potrafiono, a wręcz nie chciano jej tam pomóc.
Do mnie przyszła kilka tygodni później.
Realia vs obietnice

Grudki po mezoterapii, powikłanie po zabiegu / fot. arch. L’experta
Obejrzałem skórę. Niestety, niewinne bąbelki przekształciły się już w zwłóknienia – twarde, odstające grudki. Pacjentka nie wiedziała, jaki preparat został użyty, ponieważ kosmetyczka odmówiła jej podania tej informacji. Powiedziałam uczciwie, że będzie bardzo trudno – grudek było dużo, nie wiadomo, co zostało wstrzyknięte i dlaczego doszło do takiej reakcji.
Pani Kasia przyszła wtedy z koleżanką, która miała ten sam problem, po mezoterapii u tej samej osoby.
Zaplanowałem u nich długotrwałą terapię, i zaczęliśmy robić zabiegi, ale nie skoczyliśmy całego cyklu.
Prawdopodobnie zniechęciły je moje rokowania. Nie składam obietnic bez pokrycia.
Powiedziałam, że nie wiadomo, jaki będzie końcowy efekt, że zabiegi będą wymagały czasu. Pacjenci nie chcą słuchać takich rzeczy. Chcą szybko i prosto, a to nie zawsze się da.
Panie poszukały więc do kogoś, kto obiecał lepsze i szybsze efekty. Znam tę osobę, jest rozpoznawalna w świecie medycyny estetycznej, w reklamach obiecuje złote góry i takie też zostały obiecane pani Kasi i jej koleżance.
Dziury zamiast grudek. Zniknięcia i powroty

Dziury w skórze, po zbyt agresywnych zabiegach usuwających grudki / fot. arch. L’experta
Na obietnicach się skończyło. W 2019 roku pani Kasia wróciła do mnie, ale tym razem… z dziurami na twarzy.
Terapia, która miała pomóc, została wykonana nieumiejętnie, była zbyt agresywna.
Nie wiem, czy podano steryd, czy wycinano grudki, ale skutek był taki, że w ich miejscu pojawiły się dziury – jak blizny po ospie. W dodatku skóra była zniszczona.
Rozpoczęliśmy na nowo terapię u mnie, ale teraz nie na grudki, tylko na nierówności skóry i zapadnięcia, i w gorszej sytuacji niż wyjściowa.
Znowu powiedziałam uczciwie, że będzie długo, nieprzyjemnie, bez gwarancji efektów.
Pacjentce wystarczyło cierpliwości na trzy zabiegi laserowe i znowu zniknęła.
Skóra jak tarcza strzelnicza
Wróciła po 6 latach. Zanim to nastąpiło podejmowała różne próby poprawienia wyglądu twarzy, łącznie z liftingiem chirurgicznym.
Miała nadzieję, że naciągnięcie skóry rozwiąże sprawę, ale nie rozwiązało – i nie mogło.
Kiedy finalnie, po raz trzeci, pani Kasia trafiła do mnie, jej skóra była jak pobojowisko albo jak tarcza strzelnicza po zawodach. Mocno zniszczona, o nierównej strukturze i konsystencji. Miejscami twarda, miejscami miękka.
Cały policzek to mozaika blizn – tu przerostowa, tam zanikowa. Dodatkowo, występują zaburzenia kolorystyczne: odbarwienia i przebarwienia.
Rokowania się nie zmieniły – sytuacja jest trudna. Da się w jakimś stopniu poprawić stan skóry, uspójnić ją, ujednolicić jej strukturę, ale to wymaga długotrwałego postępowania, zabiegów rozłożonych w czasie. Trudność wynika z tego, że sąsiadują ze sobą fragmenty wypukłe i zapadłe, twarde i miękkie.

Powikłanie po mezoterapii, stan aktualny: nierówność skóry, przebarwienia, blizny przerostowe i zanikowe / fot. arch. L’experta
Wyrok w sądzie. I co z tego?
Popatrzmy na sprawę z punktu widzenia pacjentki:
1/ Kobieta poszła na niewinny zabieg mezoterapii, skuszona namową i reklamą, że tam taniej i lepiej. Nie mogła przewidzieć, że kosmetyczka wykona zabieg preparatem niewiadomego pochodzenia. Prawdopodobnie „specjalistka” kupiła preparat „na lewo” – nie było śladów po tym zakupie, żadnych faktur, dokumentów.
W efekcie ten niewinny zabieg spowodował problem do końca życia.
2/ Sprawa trafiła do sądu, bo błąd kosmetyczki wykonującej zabieg był ewidentny. Kosmetyczka nigdy nie przyznała, co wstrzyknęła. Wyrok zapadł na korzyść pacjentki: 50 tys. zł odszkodowania.
Ale pieniędzy nie otrzymała – kosmetyczka jest niewypłacalna.
Wygrana w sądzie nie przywróci też zdrowej skóry na twarzy i nie zrekompensuje lat stresu.
Szerszy kontekst
To, co się wydarzyło, to nie przypadek. To systemowy problem w medycynie estetycznej. Wiele osób myśli, że jak coś robimy „płytko”, to nic się nie stanie. Ale organizm reaguje różnie – nawet peeling, mezoterapia czy dermabrazja mogą zaszkodzić.
Nie ma zabiegów, o których można powiedzieć, że są w stu procentach bezpieczne.
Znam przypadki, i opisywałem je na blogu, gdzie kosmetyczki wstrzykiwały preparaty przeznaczone do smarowania na skórę [„Nie doczytałam” Wstrzyknięcie w skórę preparatu przeznaczonego do użytku zewnętrznego”] Jedna z pacjentek dostała potężnego obrzęku twarzy, który nie ustępował, żadne terapie nie pomagały.
Dlaczego takie sytuacje się zdarzają?
Czy jest to kwestia nieuważności? Częściowo tak.
Czy brak konsekwencji prawnych wobec osób, które popełniają takie błędy? Możliwe, że tak.
Czy brak empatii? Moim zdaniem tak, bo często „specjaliści” patrzą bardziej na pieniądze niż potrzeby drugiego człowieka.
Czy brak kompetencji i wiedzy? Zdecydowanie tak.
Wielu „zabiegowców” nie ma do końca pojęcia o tym, co robi. Ale twierdzą zupełnie inaczej. Często słyszą od szkoleniowców: „Nie ma certyfikatu? I tak można wstrzykiwać”.
To koduje w głowie mylne przekonanie, że certyfikaty to „pic na wodę”, że kto kupuje legalnie i drożej, ten „frajer”, a trzeba być „sprytnym”, wtedy zarobi się więcej.
Takie myślenie wdziera się mocno na rynek medycyny estetycznej, staje się „systemowe” i często kończy się tak jak u tej pacjentki.
Ale może być jeszcze gorzej. Bo czasami myślę, że u niektórych „zabiegowców” to jest świadome działanie, że ci co tak sugestywnie przekonują w social mediach o swoich eksperckości robią to bo… niewiele wiedzą. Już ponad 2500 lat temu w Chinach postała koncepcja sztuki wali Sun Tzu. Jedna z jej zasad brzmi: „Gdy jesteś słaby, udawaj silnego”.
Parafrazując to można powiedzieć: „Jak się słabo na czymś znasz, staraj się wszystkim wmówić, że znasz się super”.
Straszyć czy dawać nadzieję?
Co robić, gdy już zdarzy się takie powikłanie?
W moim przekonaniu, jak już się mleko wylało – a tu mocno się wylało i problem był duży – to profesjonaliści, do których trafiają tacy pacjenci, powinni odnosić się do ich sprawy rzetelnie. Nie obiecywać tego, co nierealne, i nie wykorzystywać sytuacji dla swoich korzyści.
Być może gdybym nie nastraszył pacjentki, że postępowanie będzie trudne, to zostałaby u mnie. Ale moim obowiązkiem jest zachowanie obiektywizmu.
Moje nawyki w tym względzie wynikają z tego, że jestem zawodowo zaangażowany także w badania kliniczne, w których kluczowym elementem jest świadoma zgoda każdego pacjenta.
Stosuję podobne zasady w medycynie estetycznej, czyli informuję rzetelnie o możliwościach, nie obiecuję gruszek na wierzbie.
Wiem, że osoby z powikłaniami szukają nadziei. Do tego dochodzi stres i emocje. A w emocjach nie zawsze podejmuje się dobre decyzje. Jeśli mówię, że do mnie trzeba przyjść na zabieg 10 razy i nie dam gwarancji sukcesu, a ktoś inny powie, że do niego 2 razy wystarczy, to pacjent kalkuluje koszty i idzie gdzie indziej.
A potem okazuje się, że zamiast lepiej – jest gorzej, i koniec końców wraca do mnie po poniesieniu niemałych kosztów już gdzie indziej i pogorszeniu swojego stanu.
Po co ten lifting?
Jednym z zabiegów na przestrzeni tych lat, na jakie zdecydowała się pacjentka, był lifting chirurgiczny. Zauważyłem, że ostatnio zabiegi chirurgii plastycznej są agresywnie promowane. Nie wiem, kto doradził pani lifting twarzy; tym bardziej, że ani jej wiek, ani potrzeby nie były wskazaniem.
Kobieta szukała rozwiązania problemu powikłania po mezoterapii i prawdopodobnie ktoś to wykorzystał.
Zabiegi chirurgii plastycznej nie polegają na poprawie jakości skóry. Gdy ktoś ma „chomiki” czy opadające brwi, może myśleć o zabiegach chirurgii plastycznej, ale nie w sytuacji tej pacjentki. Zasugerowanie jej liftingu było niestety manipulacją.
Do trzech razy sztuka
Zaczynamy ponownie terapię. To trzecie podejście i mam nadzieję, że tym razem pacjentce wystarczy cierpliwości. Zaczynamy też z innego punktu wyjściowego, bo jednak te lasery robione kiedyś dały trochę efektu.
Na początek laseroterapia, a konkretnie zabiegi laserem frakcyjnym CO2. Jeśli ktoś się zastanawia, jak to się ma do pory roku, bo przecież jest maj i zaraz lato, przypomnę, że mimo iż laseroterapię rekomenduje się w miesiącach jesiennych i zimowych, to nie oznacza, że absolutnie nie można robić zabiegów w innych okresach. Kiedy wykonuje się zabiegi, gdy jest mocne nasłonecznienie, trzeba większą uwagę zwrócić na unikanie przebywania na słońcu.
Zabiegi laserowe wiążą się z ryzykiem przebarwień zapalnych, jednak u tej pacjentki problemem nie tyle jest skóra, co blizny, a w tych miejscach skóra tak bardzo się nie przebarwia.
Poza tym z mocno inwazyjnych metod, które uszkadzają skórę i których raczej nie robimy latem, i tak laser jest najbezpieczniejszy, bo działa w trybie frakcyjnym, czyli nie uszkadza całej skóry. Jest jeszcze jeden istotny aspekt. Powstawanie przebarwień wynika ze złego zarządzania barwnikiem w skórze, które nasila się z wiekiem, a laser frakcyjny ablacyjny CO2 działa na odmłodzenie skóry, mocno ją regeneruje. Dlatego przy dobrze dobranych parametrach i unikaniu słońca, ryzyko przebarwień jest ograniczone.
To nie znaczy, że zachęcam teraz masowo do robienia zabiegów laserowych latem. Wyjaśniam jedynie, że są sytuacje, gdy mimo mocnego nasłonecznienia, warto czasem zrobić zabiegi laserowe.
Co dalej?
Zaczynamy więc zabiegi w sytuacji, gdy skóra ma nierównomierną strukturę. Jest jakby w środku poszarpana. Postępowanie będzie trudne, wiąże się z kosztami i niewiadomą co do ostatecznego efektu. Mogę domniemywać, że sporo możemy osiągnąć. Miałem już przypadek pacjentki z podobnymi grudkami, tyle że na dekolcie [Grudki na dekolcie po stymulatorze tkankowym]. W tamtym przypadku osiągnąłem zabiegami satysfakcjonujący efekt, ale to nie oznacza, że w tym przypadku będzie tak samo.
Może za jakiś czas będę mógł przekazać jakieś dobre informacje na temat tej terapii.