Marek Wasiluk
 

Sztuczny efekt zabiegów – skąd się bierze?

Dlaczego tak często efekt zabiegów w medycynie estetycznej jest sztuczny? Dlaczego zamiast naturalnych, pięknych i młodych twarzy, gabinety „produkują” klony? Szczególnie dotyczy to zabiegów na twarz.

Spróbuję odpowiedzieć na to często pojawiające się pytanie, zaznaczając jednocześnie, że w przypadku medycyny estetycznej premium, jaką ja promuję i stosuję, ten problem nie istnieje. Ale też bardzo ważne jest zrozumienie znaczenia słowa premium w przypadku medycyny estetycznej. To nie są marmurowe wnętrza. To nie jest silna reklama, czy polecenia celebrytów. „Premium” w medycynie estetycznej to połączenie wielu cech – wszechstronnej i kompletnej wiedzy, dostępu do pełni metod, narzędzi, urządzeń, materiałów i produktów, zmysłu estetycznego, wprawnej ręki, rozsądku i doświadczenia. Dlatego tak ważny jest wybór osoby, która wykonuje zabiegi.

1/ Za dużo preparatu

Sztuczny efekt jest wynikiem zbyt dużej ilości podawanego preparatu. Szczególnie często obserwuje się to przy zabiegach kwasem hialuronowym i stymulatorami tkankowymi. A dlaczego podaje się go za dużo? Niestety, najczęściej z chęci zarobku. Pacjent płaci za zużyty preparat i jeżeli ktoś uprawia medycynę estetyczną głównie z chęci zysku, a nie z powodu pasji; jeśli nie dokształca się, nie kupuje coraz lepszych preparatów z myślą o tym, aby naprawdę jak najlepiej przysłużyć się pacjentom i działać wszechstronnie, to niestety ma pokusę, by podawać więcej niż to jest koniecznie.

Zdarza się, że sami pacjenci domagają się, „a może jeszcze trochę”. Ale pacjent często sam nie zna konsekwencji i rolą lekarza jest rozmowa z nim, aby wybrać najlepsze rozwiązanie i takie, które mu nie zaszkodzi. Częściej jednak to lekarze namawiają, „a jeszcze tu by się przydało”, „a może jeszcze tam”.

To ma wiele implikacji, nie tylko natury estetycznej. Oprócz większego ryzyka sztuczności jest też większe ryzyko powikłań. Jeśli nawet pacjent chce więcej, to lepiej robić to etapami. To trochę jak z ciastem drożdżowym, jeśli nie poczekasz aż urośnie, nie rozbijesz procesu przygotowania na etapy, to wyjdzie zakalec.
Zdarzają się też promocje typu 1+ 1, czyli zrobisz zabieg z 1 ml, to drugi dostaniesz gratis. Ale to jest pomieszane idei. Nie robimy wypełniania na ilość, tylko tak, żeby efekt był dobry! To trochę jak promocja w restauracji, że jak zamówisz wszystko, od przystawki do deseru, to dostaniesz drugi zestaw gratis. Ale nie przejesz przecież tego.

Polecam tekst:
Dwoista natura kwasu hialuronowego

2/ Zła technika

Do pacjenta, i do metody, trzeba wybrać odpowiednią technikę wykonania zabiegu. Odniosę się do 3 najważniejszych spraw.
Pierwsza to wybór, czy zabieg robimy igłą czy kaniulą. Wiele osób z automatu wybiera kaniulę nie zdając sobie sprawy, że to niekoniecznie jest dobry pomysł. Więcej pisałem na ten temat w artykule Igła czy kaniula (warto przeczytać!)

Druga rzecz – to robienie zabiegu w sposób szablonowy, wyuczony na szkoleniu, na zasadzie rozrysowania na twarzy linii i punkcików, i podawania tu pół, tu półtora ml, według wyuczonego wzoru. To właśnie takie schematyczne odtwarzanie przyczynia się do produkcji klonów.

Trzeci element techniki to odpowiednia głębokość podawania preparatu. Twarz nie jest płaska, jest strukturą 3D, i jak źle podamy preparat to uzyskamy efekt sztuczności. A podać trzeba czasem płytko, czasem głęboko, czasem średnio głęboko. Zależy to od miejsca, stopnia starzenia, anatomii. Nie ma tu żadnej uniwersalnej zasady, natomiast wymaga od wykonującego zabieg wiedzy i wyobraźni.

3/ Złe wykonanie

Co z tego, że lekarz ma dobrą technikę, skoro ręka mu źle pracuje, trzęsie się. Skoro nie potrafi dobrze się wbić igłą, nacisnąć tłoczka i podać odpowiednią ilość. Do tego trzeba mieć też zmysł artystyczny. Inaczej ostateczny efekt wyjdzie sztucznie lub dziwnie.

4/ Zła kwalifikacja

Jeśli pacjent nie jest dobrze zakwalifikowany do konkretnego zabiegu, i od strony estetycznej, i medycznej, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Trzeba porozmawiać z pacjentem także o jego oczekiwaniach. Konieczne jest przeanalizowanie historii chorób pacjenta, bo często od tego zależy jego reakcja na zabieg – że jest zbyt słaba albo odwrotnie zbyt mocna. Trzeba oczywiście uwzględnić też wiek, styl życia oraz wiele innych aspektów i dopiero na tej podstawie zaplanować zabiegi.

5/ Zła metoda, zły preparat

Często mamy do czynienia z tym, że lekarz wybiera nie to, co dla pacjenta jest najlepsze, ale to czym dysponuje w gabinecie. A rzadko kiedy dysponuje pełnym spektrum urządzeń i preparatów. Dlatego np. podaje się tak nadmiarowo kwas hialuronowy. Bo tego typu zabiegi jest najprościej wykonać. A to właśnie kwas hialuronowy odpowiada za większość sztucznych twarzy. Często gabinety zaopatrują się w preparaty, które wcale nie są najlepsze dla pacjentów, ale w tańsze, na których mają większy zysk.

Często obserwuję to także przy wyborze lasera na zabieg. Np. lekarz proponuje laser tulowy na lifting twarzy, bo taki mam, a on wcale nie działa dobrze przy takim wskazaniu.

Dlaczego tak to wygląda? Rynek przesycony jest reklamami, ofertami. Ludzie się nie znają, nie tylko pacjenci, ale czasem lekarze też, więc zdarza się, że proponują niewłaściwa metodę nieświadomie. Czasem jednak robią to świadomie – skoro jest już pacjent, to trzeba mu coś zrobić, korzystając z dostępnych metod, a nie odsyłając do kogoś, kto ma lepszą widzę i sprzęt.

Wykonuje się też zabiegi, na które powstaje moda, bez krytycznej ich analizy. I robi się to tak długo aż naprawdę rynek nie powie: dość, przecież to nie działa tak, jak obiecywano.

Przykładem jest np. plazma. Super medialna kilka lat temu. A teraz co? Zniknęła z rynku prawie. Nic lepszego się po niej nie pojawiło, bo lepsze już było przed nią. Teraz trwa moda na stymulatory tkankowe, ale z nimi będzie podobnie, też ich sława medialna niedługo przebrzmi i będą stosowane w ograniczonym zakresie.

6/ Za często

Bardzo często ma to związek z wcześniejszymi punktami – za dużo, zła kwalifikacja, zła metoda, bo często może być z chęci zysku (wciska się pacjentowi zabiegi jak gęsi pokarm do żołądka przez gardło, żeby ją utuczyć).

Moje kilkunastoletnie obserwacje są takie, że musimy robić zabiegi regularnie, ale ich intensywność i rodzaj muszą być mądrze dobrane. Mogą być wykonywane co miesiąc, ale niekoniecznie.

Tymczasem bardzo często wciąga się pacjentów w taki cykl częstego robienia zabiegów mówiąc, że to konieczne, aby był efekt, ale już bez znaczenia, jakie to będą metody. Dla zysku próbuje się ściągnąć pacjenta do gabinetu nawet co dwa tygodnie. Tymczasem idealnie byłoby robić nie za często, ale dobre rzeczy.

7/ Antysynergia

Mówiąc o antysynergii mam na myśli łączenie zabiegów, które zamiast pomagać to przeszkadzają.
Np. łączy się osocze i stymulator tkankowy, a to są komplementarne zabiegi, więc ja bym wybrał z nich osocze.
Czasami robi się to niepotrzebne, więc jest to marnowanie pieniędzy i czasu, a czasem wręcz jeden zabieg może hamować działanie drugie, a czasem pogorszyć stan.

Te siedem punktów to można powiedzieć, tylko tyle, i aż tyle. Są to proste rzeczy do ogarnięcia, ale trzeba chcieć, zainwestować w wiedzę, w sprzęt, analizować i obserwować efekty swojej własnej pracy i antyefekty cudzej prac. I być zainteresowanym dobrem pacjenta.

Zobacz też:
Synergia – jej rodzaje i zasady

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.