Marek Wasiluk
 

Moda na cofanie czasu – wywiad w tygodniku Wprost

W czerwcu w dodatku urodowym do Wprost z listą 100 najbogatszych Polaków ukazał się wywiad ze mną. Oto jego treść.

Moda na cofanie czasu

Przyjmuję coraz więcej pacjentów, którym ktoś coś zepsuł. Dlatego zalecam im maksymalną ostrożność, zwłaszcza na etapie wyboru miejsca przeprowadzenia zabiegu – mówi Marek Wasiluk, właściciel centrum medycyny nowoczesnej Triclinium.

Szybki rozwój, nowe metody, urządzenia. Nauka zatrzyma wreszcie czas?

Oczywiście, tylko będzie to wyglądało trochę inaczej, niż to sobie wyobrażamy. Nie przewiduję dokonywania cudów na zawołanie, bo starzenie się to nie angina, na którą można wziąć lek i po sprawie. To „choroba” przewlekła. Natychmiastowy efekt odmłodzenia może się osiągnąć jedynie przez kamuflowanie. Nie jest to trwałe, a często też nie jest naturalne. Coś więcej, czyli prawdziwe odmłodzenie, zawsze będzie procesem rozłożonym w czasie. Przyszłość medycyny estetycznej? Coraz doskonalsze metody systematycznego zmuszania tkanek do naturalnej regeneracji.

Kobiety jednak nie lubią czekać.

Nikt nie lubi, ale coraz częściej zdajemy sobie sprawę z tego, że w przypadku medycyny estetycznej czasem poczekać warto. Regeneracja to trend kilku ostatnich lat. Dlaczego? Takie metody są bezpieczne i dają bardzo naturalne efekty. Botoks czy kwas hialuronowy kamuflują, ale to dzięki regeneracji skóra nie tylko wygląda na młodszą – ona staje się młodsza. Wyglądamy na mniej lat, niż wskazywałaby to nasza metryka, ale nikt nie powie nam: „jesteś zrobiona”. W estetycznej modzie ciągle pojawia się coś nowego, obecnie np. modne jest cofanie czasu za pomocą zabiegu HIFU, czyli ultradźwięków. Jednak pamiętajmy, żeby nie ulegać modom, bo mody przemijają.

A nowinki? Pojawiło się coś ciekawego na rynku obecnie?

W przypadku nowinek zawsze jestem ostrożny. Nowości są fajne, bo są nowością, ale często po czasie okazuje się, że dana nowinka nie była warta zachodu. Przykład? Plazma, czyli według mnie największy zawód ostatnich lat. To, czy dana metoda się sprawdza, dobrze widać po tym, jak zmieniają się ceny urządzeń potrzebnych do jej stosowania. Pierwsze urządzenia generujące plazmę sprzedawano za 60 tys. zł; w tej chwili – za 5 tys. zł. To sztandarowy przykład, ale niestety niejedyny.

Czy jest – jak w muzyce – jakiś evergreen? Coś, co jest dobre i się sprawdza mimo upływu lat?

Laser frakcyjny ablacyjny CO2. Na rynku medycyny estetycznej jest stosowany od prawie 15 lat. To metoda stara, ale niezastąpiona. Złoty standard w zakresie poprawy jakości skóry. Po zabiegu co prawda trzeba spędzić trochę czasu w domu, ale efekty są zdecydowanie warte takiego poświęcenia. Oczywiście, jak w przypadku każdej metody, zalecam ostrożność. W nieodpowiednich rękach to może być bardzo niebezpieczne urządzenie, bo zabieg laserem frakcyjnym jest mocny. Poza tym to jeden z zabiegów, których lepiej nie wykonywać latem, bo na długo uwrażliwia skórę.

Może być pan stronniczy. Podobno szczególnie lubi pan lasery.

Lubię, bo je doceniam, ale nie jestem stronniczy. Dowód? Kolejną rzeczą, która się sprawdziła i długo nie zostanie wyparta z rynku, jest toksyna botulinowa. W zasadzie nie ma nic innego, co by działało na mięśnie. To jeden z tych zabiegów, które można robić latem. A nawet dobrze jest robić właśnie wtedy, bo to czas, kiedy łatwiej powstają zmarszczki mimiczne – np. gdy mrużymy oczy na słońcu.

Botoks, toksyna. To nie brzmi dobrze.

To jedna z pierwszych metod stosowanych na szeroką skalę w medycynie estetycznej. Jeśli produkt jest dobrej jakości, a zabieg wykonany przez lekarza profesjonalistę, botoks jest jednym z bezpieczniejszych zabiegów. Nie daje praktycznie powikłań, a już na pewno nie ma trwałych powikłań. Niestety, wielu osobom słowo „toksyna” kojarzy się źle. Miałem pacjentkę, 36 lat. Od progu zarzekała się: wszystko, ale nie botoks. A ja tłumaczyłem, że właśnie w tym wieku to dobre rozwiązanie. Jako środek działający profilaktycznie.

A kwas hialuronowy?

Kwas hialuronowy jest dziś w Polsce absolutnym numerem 1. To rodzi pewne niebezpieczeństwo. Na rynku jest wielka rozmaitość kwasów, nie zawsze dobrej jakości. To w połączeniu z coraz większą liczbą walczących o klienta gabinetów lub pseudogabinetów rodzi pokusę sięgania po tańsze, często niesprawdzone, kwasy. Efekty? Problemy związane z nieprofesjonalnym użyciem kwasu albo z powodu złej jakości kwasu pojawiają się coraz częściej.

Jak duży odsetek rynku to – w pana ocenie – miejsca, których lepiej unikać?

Powiedziałbym, że trzy czwarte rynku to miejsca, na które należy uważać, jeśli myślimy o prawdziwie skutecznej medycynie estetycznej, czyli zabiegach średnio i mocno inwazyjnych. Sam przyjmuję coraz więcej osób, którym ktoś coś zepsuł. To, z czym przychodzą, często wymaga długotrwałego leczenia, a i tak nie zawsze udaje się przywrócić skórze jej pierwotny wygląd. I mimo że zajmuję się medycyną estetyczną ponad 10 lat, od ponad sześciu specjalizuję się w leczeniu powikłań, to wciąż potrafi mnie zaskoczyć „nietypowość” powikłania, spowodowana czy to brawurą, czy wręcz głupotą. Rynek medycyny estetycznej przypomina trochę Dziki Zachód. Dla pacjenta niestety to spory problem – jak znaleźć wiarygodnego lekarza i miejsce.

Tak jest wszędzie czy tylko u nas?

Wszędzie. Różnica polega na tym, że w USA czy w Wielkiej Brytanii konsekwencje błędów są lepiej rozliczane. Ktoś, kto decyduje się wykonać karkołomny zabieg, wie, że za ewentualne błędy może do końca życia spłacać długi. U nas konsekwencje najczęściej rozchodzą się po kościach. W Polsce łatwiej ryzykować. Na szczęście ludzie coraz częściej zdają sobie z tego sprawę i coraz ostrożniej wybierają oferty.

Dlaczego Polki uciekają się do zabiegów medycyny estetycznej? To presja bycia jak z kolorowej gazety czy coraz więcej z nas po prostu zaczyna o siebie dbać?

Presja to pojawiające się co jakiś czas mody. Jest ich sporo, bo to rynek, na którym za stosunkowo niewielkie pieniądze można łatwo wykreować trend. Zawsze były i będą dwa rodzaje klientek: świadome i takie, które ulegają jakiejś presji. Tych pierwszych jest dziś coraz więcej. Pod presją mody są najczęściej 20-latki, ale dziś nawet 25-latki przychodzą do mnie, prosząc nie o konkretny zabieg, ale pytając: co zrobić, żeby ładnie się starzeć? I to jest właściwa postawa. Swoją drogą, to dobry moment, żeby zaplanować leczenie, co nie znaczy wykonywać serię zabiegów. Proces starzenia zaczyna się po 25. roku życia. Na tak wczesnym etapie często zalecam jedynie wizytę kontrolną za rok, doradzam odnośnie stylu życia, diety. Ewentualnie bardzo delikatny zabieg, raz-dwa razy w roku.

Wszystko dla pań. A coś dla panów?

To samo, co dla kobiet – może poza korekcją biustu. Panowie przychodzą coraz częściej, głównie mężczyźni przed trzydziestką. Starsi oczywiście też. Tych z kolei można podzielić na dwie grupy. Panowie z pierwszej przychodzą przyprowadzeni przez żonę lub za jej namową. Panowie z drugiej – dlatego że właśnie znaleźli sobie nową, zazwyczaj o jakieś 20 lat młodszą partnerkę.

A pan? Lekarz leczy się sam?

Rzadko, zgodnie ze starym przysłowiem „szewc w dziurowych butach chodzi”. Robię drobne rzeczy, laser frakcyjny, RF mikroigłowa, osocze bogatopłytkowe. Bez wstrzykiwania wypełniaczy! Ja zawsze wyglądałem na mniej lat, niż miałem w rzeczywistości. Kiedyś to był duży problem, bo znajomi twierdzili, że wyglądałem za młodo na poważnego specjalistę. Dziś, kiedy wreszcie wyglądam odpowiednio, nie chcę tego psuć.

Rozmawiała Olga Kowalska / Wprost

dr Wasiluk - wywiad Wprost

Wywiad w tygodniku Wprost na temat trendów w odmładzaniu

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.