Marek Wasiluk
 

Leczenie w szpitalu powikłania po kwasie hialuronowym

Sporo osób, które dowiadują się o tym, że zajmuję się leczeniem powikłań po zabiegach medycyny estetycznej, przysyła mi swoje historie. Niedawno napisała do mnie Polka mieszkająca w Niemczech o tym, jak wyglądało u niej leczenie powikłaniu po kwasie hialuronowym

Bruzdy marionetki

Kobieta ta kwas hialuronowy miała podany w bruzdy nosowo-wargowe oraz w bruzdy marionetki (łącznie 3 ml preparatu). Po dwóch tygodniach zaczęła odczuwać ból w okolicach bruzd marionetek, pojawił się czerwony odczyn, pieczenie. Poszła od razu do lekarki, dermatolożki, u której miała zabieg, ale ona powiedziała, że nic złego się nie dzieje, żeby czekała cierpliwie aż to minie, że taki odczyn może się pojawić, bo jest świeżo po zabiegu, i przepisała jej sterydy oraz leki przeciwhistaminowe, czyli takie jakie się daje w przypadku alergii.
Kobieta nie wzięła tych leków (myślę że dobrze), ale że z każdy dniem czuła coraz większy ból i odczyn zapalny zamiast zniknąć, powiększał się, pojechała na izbę przyjęć, gdzie od razu skierowano ją do szpitala. Kobieta nie miała alergii na kwas hialuronowy. Ona miała po prostu ropień, infekcję. Od zabiegu do momentu pojawienia się w szpitalu minęły 4 tygodnie.
W szpitalu kobieta dostała antybiotyki, najpierw doustnie, potem dożylnie, ropień trzeba było nacinać i zakładać dreny. Na leczeniu w szpitalu spędziła aż 5 tygodni, bo dopiero trzeci antybiotyk zadziałał. Możliwe zresztą, że w czasie jej pobytu tam, mogła przyplątać się jakaś inna bakteria.

Piszę o tym, aby pokazać potencjalne konsekwencję nie tyle nawet stosowania kwasu hialuronowego (bo po każdym zabiegu medycyny estetycznej może się zdarzyć powikłanie), ale nieumiejętności rozpoznawania powikłań i ich leczenia.

Przede wszystkim przegapiony został pierwszy moment, kiedy pacjentka zgłosiła się do swojej lekarki. Zamiast od razu rozpuścić kwas i dać mocny antybiotyk, lekarka uspokoiła pacjentkę, że jest wszystko w porządku i że ma brać sterydy i leki przeciwhistaminowe. Ani nie było w porządku, ani podane leki nie były właściwe. Natomiast pacjentka straciła dwa tygodnie czekając „aż minie” niepożądana reakcja.

Z danych, które otrzymałem od pacjentki, wynika, że w szpitalu podano jej na wstępie za słaby antybiotyk. Mim zdaniem należało od razu dać silniejsze leki. Ale lekarze, nie mający doświadczenia z medycyną estetyczną, nie mają doświadczenia w leczeniu powikłań po medycynie estetycznej. Sam fakt, że spędziła w tym szpitalu aż 5 tygodni świadczy o tym, że jej przypadek był problemem dla lekarzy.
Konsekwencje dla kobiety, poza bólem i straconym czasem, będą dość poważne także od strony wyglądu. Po ropniu zostanie jej potężna blizna. Kwasu było dużo, infekcja zaawansowana, ropień wyżerał tkankę w środku, więc zrobiła się dziura, szrama i zrost.

Zobacz też: Późne powikłania po kwasie hialuronowym

Kto zawinił?

Często w takich przypadkach pojawia się pytanie, kto zawinił? Czy zabieg był źle wykonany? Otóż, zabieg mógł być zupełnie prawidłowo wykonany. Sama istota zabiegu jest taka, że mogła doprowadzić do infekcji, bo kwas hialuronowy podajemy igłą, przerywamy ciągłość skóry. Oczywiście, że używamy sterylnej igły, ale nie robimy tego w idealnie sterylnych warunkach. Jak wkłujemy się w skórę, to zawsze jest dziurka w skórze i zawsze parę sztuk bakterii może się przez nią przedostać w głąb organizmu, a układ odpornościowy może być akurat osłabiony albo ich nie rozpoznać od razu. Bakterie, jeśli siedzą w kwasie, mają tam dobre warunki, bo kwas je izoluje od układu immunologicznego. Mogą się więc namnożyć, i jak jest ich już dużo to dopiero wtedy układ immunologiczny zaczyna je „widzieć” i następuje silna reakcja. Mogła więc ta sytuacja wydarzyć się bez błędu lekarza. Czasem sprzyja takim infekcjom mniejsza odporność u pacjenta.
Błędem natomiast była reakcja lekarza, gdy pacjentka się do niego zgłosiła. Zbagatelizowanie, zalecenie czekania, aż minie, przepisanie niewłaściwych leków, chociaż już widać było po objawach, że nie jest to reakcja alergiczna, ale robi się ropień.
Błędy popełniono też w szpitalu, że podano za słaby antybiotyk i nie rozpuszczono kwasu hialuronowego, tylko czekano aż wyjdzie z ropniem. Dla mnie to jest sytuacja podobna do tego, jakby się wbiła drzazga, zrobił się ropień i leczono by tę infekcję lekami, ale bez usunięcia drzazgi.
Kwas usuwa się w pierwszej kolejności także dlatego, że antybiotyk do kwasu nie przeemigruje, a to w nim namnażają się cały czas bakterie. Antybiotyk usuwa tylko te bakterie, które już wychodzą z kwasu.

Jako podsumowanie napiszę, że z typowego powikłania po kwasie (typu biofilm czy infekcja, które, podkreślam, może się zdarzyć), wskutek zaniedbań, powstała u kobiety konieczność 5-tygodniowego szpitalnego leczenia i dziura na twarzy.

Lepiej działać radykalnie

I jeszcze dodam, że jak się coś dzieje poważnego po zabiegu, trzeba reagować od razu. To jest medycyna estetyczna, gdzie priorytetem jest zachowanie estetyki, więc nie można czekać, eksperymentować z małymi dawkami leków, czy zadziałają lub nie, tylko trzeba od razu postawić na maksymalizację działań. Tak samo jak się robi w przypadku poważnych chorób, tyle że z innej przyczyny (zachowania estetyki a nie ratowania zdrowia)
Gdyby ta pani miała silne zapalenie płuc, nie podano by jej słabego antybiotyku w oczekiwaniu, czy przejdzie, a jak nie, to dopiero wtedy damy mocny. Albo jakby miała zawał serca, też nie czekano by, czy przejdzie, czy może trzeba wzywać karetkę. Zresztą, skoro przy zawale jesteśmy, śmiertelność przy zawałach zmniejszyła się drastycznie dlatego, że bardzo szybo się dziś reaguje. Od razu udrażnia się tętnice, wszczepia stenty, nie czeka się.

Tak samo należy działać przy powikłaniach w medycynie estetycznej. Radykalnie. Nie czekamy aż się wygoi, poprawi – oczywiście o ile dzieje się coś niepokojącego, bo czasami jest np. tylko obrzęk związany z samym zabiegiem. Usuwamy kwas, żeby infekcja się nie rozwijała, i żeby zachować estetykę.

Powikłania nie zdarzają się często, stąd lekarze mogą się tłumaczyć, że nie wiedzą jak z nimi postępować. Ale lekarz ma obowiązek być teoretycznie przygotowany do takiej sytuacji. Firmy szkoleniowe, a nawet niektóre studia podyplomowe, często kładą nacisk na to, że robienie zabiegów to rzecz łatwa i przyjemna. To jest nie ok moim zdaniem.
Zupełnie inaczej było na moich magisterskich studiach w Anglii. Tam bardzo dużo mówiło się o powikłaniach. Nie uczono mnie, jak zrobić ładnie usta i policzki, ale jak zrobić to bezpiecznie, co się znajduje w preparatach z kwasem hialuronowym, jakie są zasady jego podawania (ale w bezpiecznych zasad) i jak się zajmować powikłaniami.
Myślę, że miałem też szczęście na początku mojej edukacji w zakresie medycyny estetycznej, bo pierwszy zabieg jaki wykonałem skończył się powikłaniem z racji niezdiagnozowanej wcześniej choroby autoimmunologicznej pacjentki, więc od razu nauczyłem się radzenia sobie z trudnymi sytuacjami i myślenia, że przede wszystkim musi być bezpiecznie.

Ostatnie komentarze
  • I to trzeba głośno mówić – nie wszystkie powikłania po zabiegu to wina lekarzy. większość zabiegów medycyny estetycznej to zabiegi inwazyjne, więc zawsze jest ryzyko zakażenia. Trzeba się z tym liczyć

  • Gdyby to była kosmetyczka, już sypałyby się gromy, że nie ma kwalifikacji i że pacjentka chciała zaoszczędzić. A tu proszę, lekarz z kwalifikacjami, a właściwie konował, no i pacjentka ma zniszczoną twarz. odszkodowania oczywiście nie dostanie.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.