Marek Wasiluk
 

IDZIE LATO – MODELOWANIE SYLWETKI

Zapotrzebowanie na piękną i perfekcyjną sylwetkę jest stałe i niezmienne. Spośród zabiegów medycyny estetycznej, zabiegi modelujące pod względem częstotliwości są na trzecim miejscu (po odmładzaniu i depilowaniu). Wraz z popularnością narosło wokół nich wiele przekłamań, mitów i półprawd. W tym tekście podejmę próbę uporządkowania.

modelowanie i odchudzanie

Modelowanie to nie odchudzanie (fot. Fotolia)

Modelowanie to nie odchudzanie

Medycyna estetyczna nie zajmuje się odchudzaniem. Wszystkie oferowane przez nią metody wyszczuplania są metodami modelującymi i korygującymi drobne zmiany. Gdyby to przełożyć na konkrety, to metody te nadają się dla osób z BMI 25-30 (lub mniejszym), które chcą się pozbyć miejscowego otłuszczenia. Jeśli więc ktoś ma nadwagę lub jest otyły, stosowanie metod medycyny estetycznej nie ma sensu. Dla otyłych osób najlepsza jest taka kolejność: schudnięcie (np. 30 kilo), potem liposukcja (tam gdzie się nie da pozbyć tłuszczu przez schudnięcie), a dopiero potem modelowanie sylwetki.

Inwazyjna liposukcja

Skoro już została wspomniana liposukcja, to wprowadźmy rozróżnienie na metody inwazyjne i nieinwazyjne. Liposukcja jest metodą inwazyjną. Zarazem jest ona wśród metod medycyny estetycznej jedynym sposobem na radykalne pozbycie się pewnej ilości tłuszczu. Każda inna metoda ma funkcję modelującą.
Tylko liposukcją możemy pozbyć się w czasie jednego zabiegu 2-4 litrów tłuszczu i tym samym osiągnąć spektakularny efekt. Dla porównania metodami nieinwazyjnymi, modelującymi sylwetkę, możemy pozbyć się jednorazowo 100-200 ml tłuszczu np. z brzucha czy boczków. Czyli, aby osiągnąć efekt zbliżony do liposukcji, potrzeba 10-15 zabiegów (zakładając, że mamy do czynienia z dobrą metodą i urządzeniem). Te różnice wynikają zarówno z ograniczeń technologicznych, jak i z ludzkiej fizjologii i bezpieczeństwa, bo w metodach nieinwazyjnych tłuszcz musi być wydalony przez organizm pacjenta, a w przypadku liposukcji nie (więc można go usunąć znacznie więcej).

Metody nieinwazyjne

Nieinwazyjnych metod modelujących jest sporo. Te najważniejsze to: kriolipoliza, lipoliza iniekcyjna, ciepły laser diodowy 1060, HIFU, RF, kawitacja ultradźwiękowa, zimny laser.
Często słyszę pytanie: która metoda jest najlepsza?
Nawet zapoznanie się z badaniami na ten temat i stosowanie tych metod w praktyce, nie daje jednoznacznej odpowiedzi, może z wyjątkiem dwóch ostatnich wymienionych metod. Kawitacja ultradźwiękowa jest mało jako samodzielna metoda, i używam jej wyłącznie w połączeniu z lipolizą iniekcyjną, gdy są do tego wskazania. Co prawda jakiś czas temu pojawiły się urządzenia kawitacyjne o dużej gęstości mocy, które miały być skuteczne i zawojować rynek odchudzania, ale niestety tak się nie stało. Kiepskie efekty daje też zimny laser, dlatego wycofałem się z jego stosowania. W tej metodzie tłuszcz jest niejako spuszczany z komórek jak powietrze z balonika, ale niestety rezultat nie był trwały.
Ale co z pozostałymi? Przyjrzyjmy im się.

Przegląd metod nieinwazyjnych

– KRIOLIPOLIZA. W tej najpopularniejszej i najbardziej medialnej obecnie metodzie zasysamy urządzeniem fałd skóry z tkanką tłuszczową i schładzamy ją do temperatury w okolicy około zera stopni. Pod wpływem niskiej temperatury obumierają komórki. Metoda jest skuteczna i bezbolesna.
– HIFU. Tu mechanizm działania jest inny, bo komórki tłuszczowe są niszczone pod wpływem skupionej wiązki ultradźwięków. W teorii metoda miała być super, ale w praktyce jest bolesna i zdarzają się po niej powikłania w postaci zwłóknienia.
– LIPOLIZA INIEKCYJNA. Metoda dobra i skuteczna, ale ma sporo ograniczeń. Aby uszkodzić tkankę tłuszczową, trzeba wstrzyknąć do organizmu środek chemiczny. Ze względów bezpieczeństwa nie możemy go jednorazowo podać zbyt dużo. Dlatego ta metoda jest odpowiednia jedynie do stosowania na małe powierzchnie (boczki, podbródek, bryczesy, punktowo uda, itp.)
– Zmodyfikowana RF. Usuwa tłuszcz poprzez delikatne, kontrolowane podgrzewanie tkanki. Technologia wydaje się bardzo sensowna. Trzeba jednak sporo zabiegów i mam jeszcze za mało danych na jej temat, by ostatecznie rozstrzygać, czy warto ją stosować, czy nie.
– CIEPŁY LASER DIODOWY 1060. Podobna idea jak przy RF czy HIFU – chodzi o uszkodzenie komórek tłuszczowych ciepłem. Laser 1060 to jeden z najgłębiej penetrujący laserów. Rozgrzewa on tkankę tłuszczową podskórną do czterdziestu kilku stopni. Ponieważ w trakcie zabiegu jest stosowane chłodzenie kontaktowe, nie jest on bardzo bolesny i skóra pozostaje chłodzona. Technologia ta wykorzystuje fakt, że tkanka tłuszczowa jest bardziej wrażliwa na ciepło od innych, możemy ją więc uszkodzić podwyższoną temperaturą, ale nie na tyle wysoką, by uszkodzić tkanki sąsiadujące jak naczynia, nerwy, skóra. Laser diodowy 1060 jest dość nową technologią, dostępną od około 2 lat.
Jak widać, w zabiegach tych chodzi o to, żeby uszkodzić tkankę tłuszczową. Coś jej musimy tymi urządzeniami zrobić, żeby ją zniszczyć: schłodzić, rozgrzać czy rozbić komórki.
Część urządzeń do modelowania ma wykonane badania wskazujące, ile tkanki tłuszczowej zostaje zniszczonej w czasie zabiegu. Okazuje się, że różnica między tymi metodami jest niewielka, czyli w sensie wizualnym tak naprawdę nie ma znaczenia, czy wykonamy kriolipolizę czy ciepły laser. Dlatego przy decydowaniu się na daną metodę pod uwagę trzeba wziąć jeszcze inne czynniki: czy sprzęt jest dobrej jakości (nie każde urządzenie jest dobre), czy zabieg jest dobrze wykonany, jak bardzo zabieg jest uciążliwy dla pacjenta.

Co więc wybrać?

Wydaje się, że na ten moment najsensowniejsze są trzy metody: kriolipoliza, ciepły laser diodowy 1060 i lipoliza iniekcyjna. Ale która z tych trzech jest najlepsza, to już zależy od konkretnego pacjenta, jego potrzeb i wskazań do zabiegu, chociaż ja w tej chwili najbardziej skłaniam się do ciepłego lasera 1060.
Przykładowo zaletą lasera diodowego 1060 w stosunku do kriolipolizy jest to, że jest on dużo szybszy i bezpieczniejszy. Nie trzeba zasysać i chłodzić skóry, więc nie ma wybroczyn i przechłodzonej tkanki. Wyższy jest komfort pacjenta, powierzchnia robocza jest większa, więc i sesja trwa krócej. Laser ma modalną końcówkę, dającą się wykorzystać na różnych powierzchniach ciała, podczas gdy np. kriolipolizą nie da rady zassać tkanki nad kolanem. Tak więc kriolipolizą możemy wykonywać zabiegi na brzuch, boczki, wewnętrzna stronę ud, a laserem możemy na każdą okolicę, jest pod tym względem najbardziej uniwersalny (brzuch, boczki, uda, nad kolanami, bryczesy, plecy z tyłu poniżej łopatek z boków). Co więcej nie ma potem śladów po zabiegu. Trudniej natomiast jest usuwać tkankę tłuszczową z ramion i łydek, kostek, biustu męskiego czy podbródka, gdyż anatomicznie są to takie miejsca, że nie da się tam przyłożyć jakiejkolwiek głowicy. I tutaj z pomocą przychodzi lipoliza iniekcyjna, która sprawdza się świetnie na małych obszarach. Zabieg ciepłym laserem też trwa krócej niż kriolipoliza, na przykład na brzuch około 30 minut, podczas gdy kriolipoliza około 90 minut.

Realne efekty

Cały czas jednak pamiętajmy o tym, że nie osiągniemy tymi metodami cudów. Po jednym zabiegu nie ubędzie nam w obwodzie 10 cm, chociaż z drugiej strony, po 5-10 zabiegach już jest to możliwe. Poza tym, zależy o obwodzie jakiej części ciała mówimy, bo zmiana obwodu na udzie o 2 cm, jest już wizualnie dobrze widoczna. Nie zniechęcam więc do tych zabiegów, szczególnie że nie każdy ma ochotę na inwazyjną liposukcję, a jedynie uprzedzam, że trzeba dopasować oczekiwania do realnych możliwości. A one nigdy nie będą większe od obecnych, choćby ze względu na wspomniane wcześniej ograniczenia technologiczne. Nie sposób dotrzeć nieinwazyjnymi urządzeniami wszędzie tam, gdzie jest tkanka tłuszczowa. A dodatkowo trzeba doprowadzić do uszkodzenia komórek tłuszczowych na tyle bezpiecznego, żeby nie uszkodzić innych tkanek, i na tyle przewidywalnego, żeby mieć pewność, że uwolnimy taką ilość tłuszczu, z metabolizmem której organizm sobie poradzi. Jakby tego było mało, trzeba to zrobić tak, by nie wywołać powikłań, np. w postaci zwłóknień. Jak widać, tych elementów, które trzeba brać pod uwagę jest sporo.
To, jak wiele możemy zdziałać narzędziami medycyny estetycznej zależy też od tego, jak bardzo ktoś jest otyły. Bo w zabiegach medycyny estetycznej działamy do około 2 cm w głąb i usuwamy tkankę tłuszczową podskórną (w tym obszarze jesteśmy naprawdę sporo zrobić), a na otyłość składa się nie tylko tkanka podskórna – jeśli na przykład na brzuchu mamy otyłość trzewną, to zabiegami medycyny estetycznej nie dostaniemy się do niej i nie zredukujemy
Osobną kwestią jest styl życia. Jeśli ktoś przychodzi na zabiegi i jednocześnie się mocno objada, to nie będzie poprawy.
Na koniec przypomnę, że efekty zabiegów nie pojawiają się od razu, ale 6-8 tygodniach, a pełny po 3 miesiącach.

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.