Marek Wasiluk
 

Poparzenie kwasem siarkowym – prawdziwa historia

Katarzyna Dacyszyn, projektantka bielizny i fotomodelka, przez jedenaście lat była gnębiona przez stalkera. Gdy wreszcie udało się postawić go w stan oskarżenia, zaatakował wtedy, gdy najmniej mogła się tego spodziewać. W budynku sądu, tuż przed rozprawą, jej gnębiciel podszedł do niej i wylał na nią kwas siarkowy

W Dzień Dobry TVN opowiadałem, jak przebiega leczenie blizn u pani Katarzyny Dacyszyn

W Dzień Dobry TVN opowiadałem, jak przebiega leczenie blizn u pani Katarzyny Dacyszyn

Kwas siarkowy to jeden z najsilniejszych kwasów. Wżera się w skórę, powodując rozległe oparzenia i w konsekwencji blizny. Opary, wchłaniane przez drogi oddechowe, powodują ich poparzenie. Gdyby pani Katarzyna nie odwróciła lekko głowy, być może jej historia skończyłaby się jeszcze bardziej tragicznie. Po tym zdarzeniu, z ciałem poparzonym w 25 proc., spędziła kilka miesięcy w szpitalu, gdzie ratowano jej życie. A potem trafiła na mój blog, opisała mi swoją historię i rok temu zjawiła się na pierwszej konsultacji dotyczącej leczenia blizn.
Obrażenia chemiczne są najgorszymi z poparzeń, gdyż szkodliwy czynnik, w tym wypadku kwas, działa bardzo długo. Trzeba go jak najszybciej zneutralizować, na przykład zmywając wodą, liczy się każda sekunda, inaczej rozpuszcza ubranie i wżera się w skórę dopóty, dopóki nie zneutralizują go płyny w tkankach. Tymczasem trzeba było dotrzeć do łazienki, co zajęło trochę czasu, a karetka przyjechała po nią dopiero po czterdziestu minutach.
Pierwszy etap leczenia, podjętego przez lekarzy szpitali, do których po kolei trafiała pacjentka (między innymi szpitala w Polanicy), miał na celu ratowanie jej życia. Rany były nie tylko rozległe, ale przede wszystkim bardzo głębokie. Niezbędne były przeszczepy (łącznie dwanaście), by zasklepić rany. Ciało pozbawione skóry jest otwartą raną, podatną na zakażenie i w konsekwencji wstrząs. Na tym etapie nie myśli się o estetyce operacji, bo priorytetem jest utrzymanie pacjenta przy życiu.
Dopiero drugi etap leczenia to przywrócenie estetyki uszkodzonych okolic, i na tym polega moje obecne zadanie. Etap ten może potrwać nawet trzy lata. Bardzo ważne jest to, że pani Katarzyna pojawiła się u mnie dość szybko – zaledwie kilka miesięcy po zdarzeniu. Kilkumiesięczna blizna nie jest stabilna, zachodzą w niej ciągłe procesy przebudowy. Niektóre z nich są korzystne, inne nie. Taka przebudowa może trwać nawet do dwóch lat. Zabiegi, które wprowadziłem w pierwszym rzędzie, były więc nie tyle zabiegami korekcyjnymi, co sterującymi gojeniem się tkanek, a także przebudową i dojrzewaniem blizny. Dzięki temu mam wpływ na to, żeby skóra ładniej goiła. Rosną zatem szanse, że dojrzała blizna będzie mniejsza.
Miewam pacjentów z różnymi poparzeniami, naprawdę trudne przypadki, ale blizny, które ma pani Katarzyna, są jednymi z najgorszych, z jakimi miałem do czynienia. Skóra poparzonych okolic jest mocno zdegenerowana, a blizny przerostowe są grube i wyglądają miejscami jak poskręcany sznur. Mimo wielu blizn na ciele, z oczywistych względów w pierwszej kolejności zajęliśmy się tymi na twarzy. W zdarzeniu ucierpiała prawa połowa twarzy, czoło, oko, policzek, ucho, żuchwa i szyja. Szczególnie oko i skóra wokół niego były w bardzo złym stanie (konieczne były zabiegi chirurgii plastycznej), a blizny na szyi utrudniały poruszanie głową. Trzeba bowiem pamiętać, że blizny nie są jedynie problemem estetycznym – skóra blizny, sztywna niemal jak plastik, powoduje przykurcze i problemy z ruchomością.
Pani Katarzyna przychodzi na zabiegi co 2-3 tygodnie. Stosuję głównie ostrzykiwanie preparatami zmiękczającymi i zabiegi laserem frakcyjnym ablacyjnym. Przed wszystkim jednak cały czas obserwuję zachodzące zmiany. Na etapie przebudowy tkanek blizny zdarza się bowiem tak, że te, które już udało się spłaszczyć, nagle znowu zaczynają grubieć lub przerastać i trzeba zmieniać plan terapii. Jednorazowo nie da się skorygować zbyt dużych powierzchni. Aby po kolei zająć się wszystkimi wymagającymi interwencji fragmentami ciała, trzeba bardzo wielu zabiegów i czasu. Mimo znieczulenia zabiegi są bolesne, choć jako ciekawostkę podam, że na samym początku, gdy pani Katarzyna dopiero się u mnie pojawiła, jej skóra była zdegenerowana do tego stopnia, że przy zabiegach laserem frakcyjnym, zamiast bólu, czuła przyjemne łaskotanie.
Na obecnym etapie leczenia czoło i okolice oka wyglądają już bardzo dobrze, szyja zwiększyła swoją ruchomość, aczkolwiek i tu, i na żuchwie blizny są nadal duże. Pani Katarzyna nie musi już jednak chować oczu za ciemnymi okularami. Kto miał okazję widzieć ją np. niedawno w „Dzień dobry TVN”, nie miał nawet szansy domyślić się, jaka była skala obrażeń. W leczeniu istotny jest też stan psychiczny pacjenta. Pani Katarzyna, dzięki opiece psychologicznej, szybko wróciła do aktywności zawodowej, pokazuje się publicznie, choć musi stale przełamywać barierę wstydu, że nie wygląda już tak jak kiedyś. Ale przede wszystkim wierzy, że jej życie, pomimo strasznej traumy, znowu może być radosne i komfortowe.

Mówi Katarzyna Dacyszyn:

Po wyjściu ze szpitala żyłam w tak ogromnym lęku, że bałam się wychodzić z domu. W przełamaniu lęków pomógł mi psycholog dr Zbigniew Łucki. Ze względów terapeutycznych podjęłam decyzję o powrocie do pracy zawodowej, wychodzeniu do ludzi i kontakcie ze światem, aby oderwac się od myślenia o traumie, jednak nocami koszmar wracał.
Uczyłam się sposobów opanowywania lęków pracą nad sobą, modlitwą i ćwiczeniami oddechowymi. Podczas rozprawy, psychopata, który był moim stalkerem i oblał mnie w sądzie kwasem siarkowym, okazał się groźnym przestępcą z przeszłością kryminalną. Nie wiedziałam jaki będzie wyrok i potwornie bojąc się o życie podjęłam kolejną decyzję wzmacniającą siebie. Poszłam na zajęcia samoobrony Krav Maga i niedługo potem poznałam Tomasza Adamczyka, który sprowadził tę izraelską szkołę walki wręcz do Polski. Krav Maga oznacza dosłownie „kontakt bezpośredni”. Chodzi w niej o jak najszybszą i jak najprostszą, skuteczną reakcję na atak. Tomasz ze świetnym zespołem psychologów, instruktorów, trenerów krav magi szkoli nie tylko policję i służby specjalne (w tym Scotland Yard), ale też osoby dotknięte przemocą, weteranów wojennych, ofiary misji militarnych, ludzi wychodzących z przeróżnych traum. W marcu ruszą szkolenia dla kobiet Krav Maga United Against Violence, w czasie których będę opowiadać skąd brałam siłę wewnętrzną do pokonywania trudności i jak radziłam sobie przez lata stalkingu, a potem z paniką, bólem, przerażeniem podczas ataku i wielomiesięcznej hospitalizacji, ze zwątpieniem, utratą nadziei i wszystkimi tymi emocjami, które towarzyszą w najgorszych momentach życia.
W tej chwili moim antidotum na traumę jest praca i przebywanie z życzliwynmi osobami. W momencie ataku miałam podpisaną umowę z Playboyem o wynajęcie mojej kolekcji bielizny do pokazu, udało się nawet wynegocjować pojawienie się mojego logo obok króliczka playboya. Po śmierci Hugh Hefnera, tygodnik Polityka zamieścił obszerny artykuł o założycielu marki Playboy zilustrowany zdjeciami z mojego pokazu. Pokaz odbył się dzięki wspaniałym przyjaciółkom, które wszyskim się zajęły, gdy ja walczyłam o życie. Oglądałam transmisję z niego na żywo, leżąć w szpitalnym łóżku na oddziale Chirurgii w Siemianowicach Śląskich. To był najbardziej wzruszający mój własny pokaz jaki widziałam.
Dzień mam wypełniony pracą nad moją marką Bunny Blanc, projektami, rehabilitacją i mobilizacją blizn oraz pracą nad akceptacją siebie. Myślę, że ten etap częściowo jest opanowany, po roku ukrywaniu blizny na oku zdjęłam okulary i odważam się częściej pokazywać twarz. Nigdy jednak nie będę mogła założyć latem sukienki na ramiączkach czy koszulki z krótkim rękawkiem, nie mówiąc już o kostiumach plażowych. Myślę, że  doktorom, udało się znakomicie poprawić twarz, uratować oczy. Czekają mnie jeszcze operacje plastyczne twarzy, skóry głowy, szyi i ucha oraz całe lata zabiegów w klinikach. W tej chwili nad usunięciem blizn na twarzy pracuje cały czas dr Marek Wasiluk. Obawiam się jednak, że reszta ciała nie ulegnie większej poprawie, chociaż może przełamię kiedyś opór przed pokazaniem blizn w gronie najbliższych. Najbardziej jednak doceniam teraz spokój i bezpieczeństwo. Mój wspaniały mecenas Bartosz Tiutiunik z ogromnym sukcesem poprowadził moją sprawę. Moim marzeniem jest już czuć się bezpieczną. Czekamy jeszcze na uprawomocnienie się wyroku. Spokój i bezpieczeństwo są podstawowym warunkiem normalnego funkcjonowania.

Artykuł ukazał się czasopiśmie Miasto Kobiet nr 1/2018

miasto-kobiet-natalia-przybysz

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.