Marek Wasiluk
 

Aquafilling – 2% prawdy, duży kłopot

Kilka miesięcy temu została zawieszona dystrybucja Aquafillingu, preparatu do powiększania piersi. Przyglądałem się tej sprawie i czas spisać obserwacje i wnioski

powiększanie piersi

Wiele kobiet chciałoby mieć większe piersi, ale powiedzmy sobie to wprost – nie da się tego zrobić nieinwazyjnie (fot. Fotolia)

Jak wyłączyć u ludzi myślenie

Aquafilling, czyli metoda nieoperacyjnego powiększania piersi, pojawiła się około 2010 roku jako alternatywa dla zabiegów operacyjnych. Co prawda nie alternatywa cenowa, bo zabieg był tak samo drogi jak powiększanie chirurgiczne (kilkanaście tysięcy złotych), ale alternatywa dla inwazyjności innych metod, wymagające znieczulenia, operacji, blizn. Nic dziwnego, że zrobił zawrotną karierę. Ta kariera jednak się skończyła, bo po kilku latach stosowania metody okazało się, że szkód i powikłań było dużo więcej niż korzyści. I to pomimo tego, że zarówno wg producenta, jak i dostępnych danych, Aquafilling był produktem certyfikowanym, czyli został dopuszczony do użytku, jako wyrób medyczny.

Obecna dyskusja wobec Aquafillingu jest świetną okazją, by przyjrzeć się, jak w ogóle działa rynek w medycynie estetycznej. Prawda jest taka, że Aquafilling zrobił zawrotną karierę wskutek niedoczytania, niedbalstwa, niedopowiedzenia i manipulacji. Reklamowany był jako cudowny zabieg, który polega na tym, że powiększamy piersi przez wstrzyknięcie soli fizjologicznej. Sól fizjologiczna oznacza coś superbezpiecznego, bo to w końcu tylko woda z solą, choćby taka, która jest podstawą wielu kroplówek podawanych w szpitalach ciężko chorym, a więc i zabieg musi taki być super bezpieczny. Taki manipulacyjny przekaz został zastosowany wobec wszystkich: dystrybutora preparatu, lekarzy i pacjentów. Myślenie o tym zabiegu przez pryzmat soli fizjologicznej, czyli słonej woda, całkowicie bezpiecznej, tak naprawdę wyłączyło u osób stosujących ten zabieg myślenie racjonalne.

Co się mieści w 2%

W tym wyłączeniu myślenia mało kto zadał sobie pytanie, no dobrze, ale jak w ogóle można powiększyć piersi wodą z solą? Gdyby cokolwiek dało się wodą powiększyć, wówczas byłaby ona wykorzystywana powszechnie w medycynie estetycznej, a tymczasem nie powiększamy przecież ust wodą. Jasne, możemy wstrzyknąć wodę i ona zwiększy objętość tkanek, ale tylko na chwilę. Przeanalizujmy chwilkę preparaty kwasu hialuronowego stosowane w medycynie estetycznej. To, co wstrzykujemy np. usta, to nie jest czysty kwas hialuronowy, w preparacie jest go około 20%. Reszta to dodatki, w tym sól fizjologiczna – stanowiąca około 70%. A więc musi być w preparacie coś, co tę wodę żeluje, utrwala. I tak jest w rzeczywistości, jest w nich „chemia”, która powoduje, że ta sól się nie wchłania zbyt szybko
Co takiego znajduje się zatem w aquafillingu? Czysta sól fizjologiczna? Nie! Soli jest 98%, niby bardzo dużo, ale czym jest to pozostałe 2%? Zastanawia mnie, czemu wszyscy patrząc na skład aquafillingu widzieli 98% soli fizjologicznej, a nie zwracali uwagi na pozostałe 2%. Interesowałem się aquafillingiem w 2015 roku. Sól fizjologiczna i potencjalne bezpieczeństwo zabiegu działało na wyobraźnię, ale gdy przeczytałem co jest w składzie, od razu się wycofałem. Uznałem, że taki zabieg jest zbyt ryzykowny. Te 2 procent wg ulotki to akrylamid, a tak naprawdę poliakrylamid, czyli preparat bardzo dobrze znany od lat dziewięćdziesiątych jako wypełniacz trwały. Znany niestety od negatywnej strony, nic więc dziwnego, że jego obecność w preparacie była w przekazach informacyjnych i medialnych pomijana milczeniem.

Zanim napiszę więcej o poliakrylamidzie, zwrócę uwagę jeszcze na bardzo charakterystyczne odwrócenie sytuacji. W preparatach do powiększania ust mamy na pierwszym miejscu wodę (ok. 70%), ale producent nie podkreśla tego, tylko mówi o powiększaniu ust kwasem hialuronowym, którego jest ok. 20%. Kremy nawilżające, gdzie kwas hialuronowy występuje jako mikroskładnik na jednym z ostatnich miejsc, też w przekazie marketingowym funkcjonują jako kremy z kwasem hialuronowym. A w Aquafillingu reklama poszła w drugą stronę. Promuje się go przez wodę (sól fizjologiczną), a nie przez preparat, który naprawdę odpowiada za powiększenie, czyli ów poliakrylamid. A nie podkreśla się jego obecności, bo to po prostu nie jest za dobry dla organizmu składnik.

Poliakrylamid w latach dziewięćdziesiątych był stosowanych w zabiegach modelujących twarz. Okazał się jednak preparatem o podwyższonym ryzyku. Jeszcze na początku dwutysięcznego roku pojawiały się publikacje, że jest to dobry materiał do wypełniania tkanek, bo daje trwałe efekty, ale publikacje te bazowały na zbyt krótkich obserwacjach i przestarzałym pojmowaniu medycyny estetycznej, w którym trwałość była cecha nadrzędną i pożądaną (a tymczasem trwałość pewnych zabiegów okazała się niekorzystna w kontekście postępujących zmian fizjologicznego starzenia i nieestetycznego przemieszczania się wypełniaczy). Myślę, że spora część z nasz słyszała o tym żeby nie grilować, bo grillowanie jest niezdrowe – wytwarzają się w czasie niego niezdrowe związki chemiczne, między innymi akrylamid. Wśród niekorzystnych doniesień na temat akrylamidu znalazły się też takie, że może mieć działanie neurotoksyczne, rakotwórcze czy negatywnie wpływać na rozwój płodu. Skoro wiadomo o niekorzystnym działania akrylamidu, który jest podobnym związkiem i wytwarza się w czasie smażenia (jest go też dużo w przetworzonej żywności, np. w chipsach), to istnieją uzasadnione podejrzenia, że poliakrylamid może mieć podobne działanie.

Tykająca bomba

Nawet gdybyśmy pominęli powyższe potencjalne działania ogólnoustrojowe poliakrylamidu to pozostaje bardzo niekorzystne działanie lokalne. U kobiet, u których wystąpiły powikłania po aquafillingu, nie sposób wstrzykniętego preparatu usunąć. Jest on tak bardzo inwazyjny jeśli chodzi o integrację z własną tkanką, że nie da się go wyczyścić. Łączy się z tkanką, nacieka, przenika, tak się w nią wkleja, że nie da się go odseparować, ani wyskrobać, ani rozpuścić. Trzeba go wyciąć ze zdrową tkanką. Można sobie wyobrazić, że mamy dwie gałki lodów, żółte i czerwone, i że one się ze sobą wymieszają. Trudno jest z takiej mieszkanki wybrać lody tylko w jednym kolorze. Teoretycznie zabieg wystarcza na 5 lat, a po tym czasie jego efekt znika. Ale to nie jest prawda, bo poliakrylamid jest wypełniaczem trwałym, więc nie znika, tylko pozostaje w organizmie, w dodatku, jak napisałem wyżej, w formie zintegrowanej z własnymi tkankami. A to oznacza, że jest tykającą bombą. Może nic się nie wydarzyć w ciągu 3 lat, ale może się pojawić powikłanie po 10 latach, kiedy już dawno zapomnimy, że kiedyś mieliśmy taki zabieg.

Kolejną negatywną cechą poliakrylamidu jest to, że daje powikłania w postaci stanów zapalnych, ziarniaków, infekcji, zwłóknień. I statystycznie daje tych powikłań dużo. Pamiętajmy, że powiększanie piersi nie jest procedurą ratującą życie, ale zabiegiem estetycznym. W zabiegach ratujących życie, skuteczność powiedzmy 50 procent, to aż połowa szansy dla pacjenta na przeżycie. Ale w zabiegach upiększających musi być ona dużo wyższa. W zabiegach medycyny estetycznej przyjmuje się za akceptowalne 1 powikłanie na tysiące zabiegów. Ale w przypadku Aquafillingu te statystyki były dużo gorsze.

Nie dosyć, że występuje tak dużo niepożądanych działań poliakrylamidu, to dodatkowo dawki jakie się podaje przy powiększaniu piersi do organizmu są duże. W czasach, gdy stosowano go jako wypełniacz do twarzy, preparatu podawano stosunkowo niewiele w porównaniu z ilościami podawanymi przy wypełnianiu biustu. Aby powiększyć piersi potrzebne jest kilkaset mililitrów Aquafillingu – przy podaniu przykładowo 200 ml, mamy aż 8 ml czystego poliakrylamiu, a więc ekspozycja na niego jest duża.

Niebezpieczeństwo wynikające z… bezpieczeństwa

Komunikowanie zabiegu jako bezpiecznego, bo opartego na podaniu soli fizjologicznej prowadziło do kolejnego zagrożenia, wynikającego z tego, że nie było rygoru doboru pacjentów. Co oznaczało podawanie preparatu także osobom, które miały np. początki choroby immunologicznej. Zbyt duża liczba źle zakwalifikowanych do zabiegu pacjentów w znaczący sposób przyczyniło się do dużej liczny powikłań.

Pozostaje też pytanie, czy preparat, który sprzedawano był tym, czym miał być, czyli czy produkowano to, co zostało zgłoszone w rejestracji. Tego nie wiem. Jeśli znajdowały się w nim inne substancje lub inne stężenie składników lub w procesie technologicznym nie były trzymane parametry, to wszystkie te czynniki mogły się nałożyć na tak duże statystyki powikłań.

Piersi nie dla medycyny estetycznej

Medycyna estetyczna nie ma szczęścia do piersi, a może na odwrót, to piersi nie mają szczęścia do medycyny estetycznej.
Uważam za ogromną manipulację i wręcz eksperyment na zdrowiu kobiet fakt wprowadzenia takiego preparatu jak Aquafilling. Skoro parę lat temu wycofano z użytku preparaty oparte na kwasie hialuronowym, które były dużo bezpieczniejsze, to jak można było dopuścić do stosowania preparatu z poliakrylamidem?
Zresztą kwas hialuronowy do powiększania piersi wycofano nawet nie z powodu niebezpieczeństwa zabiegu czy preparatu. Chodziło o to, że zabieg wymagał powtarzania co parę lat, co powodowało zwłóknienia w piersiach. Zwłóknienia same w sobie nie są niebezpieczne, ale piersi to gruczoł, który pełni swoje określone funkcje (np. karmienie niemowląt), a zwłóknienia mogły je zaburzać. Poza tym wypełnianie piersi kwasem hialuronowym utrudniało diagnozowanie w kierunku potencjalnych patologii, np. raka piersi, bo gdy pojawiała się jakaś zmian, to nie było jasne, czy to są depozyty kwasu, czy zmiana zapalna, czy nowotworowa. Jednym słowem, potencjalne zagrożenia przewyższały korzyści i takie preparaty wycofano.

Zobacz też: Od Aquafillingu do mastektomii

Co pozostaje?

Na dzień dzisiejszy złotym standardem powiększania piersi pozostają silikonowe implanty, wszczepiane w zabiegu chirurgicznym. Stosuje się też metodę lipotransferu, czyli autologicznego przeszczepu tłuszczu, ale ona sprawdza się tylko przy małej objętości biustu.
W tych metodach też nie ma hurroptymizmu, stąd poszukiwania nowych rozwiązań. Implanty są wyrobem medycznym nie gwarantujących stuprocentowego bezpieczeństwa. Nadal jest ingerencja czegoś sztucznego. Implant może przeciekać, może pęknąć np. w wypadku samochodowym, może dawać reakcje alergiczne, nawet po 10 latach od wszczepienia.
Najbezpieczniejszy byłby teoretycznie wspomniany wyżej lipotransfer, czyli autologiczny przeszczep tłuszczu, ale on ma też mnóstwo ograniczeń, bo np. sprawdziłby się do niewielkiego powiększenia biustu, a ten dotyczy na ogół kobiet, które są szczupłe, a więc mają za mało własnego tłuszczu, by poddać się temu zabiegowi. Pisałem o tym w artykule „Lipotransfer – dla kogo naprawdę.”
Ponieważ Aquafilling rozgrzewa cały czas emocje wśród lekarzy medycyny estetycznej i pacjentów, wrócę jeszcze do tego tematu.

EDIT: Najnowsza ofiarą aquafillingu jest Anna Skura, która udzieliła na ten temat wywiadu Wirtualnej Polsce, opowiadając o operacjach, które przeszła, aby pozbyć się preparatu z piersi

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.