Marek Wasiluk
 

Standardy w medycynie estetycznej, czyli jak wyłuskać prawdę

W najnowszym numerze Harper’s Bazaar ukazał się wywiad ze mną o standardach w medycynie estetycznej. Dla wielu z was szokiem będzie, że one tak naprawdę… nie istnieją

Triclinium-HB

Standardy w medycynie estetycznej, czyli jak wyłuskać 10 procent prawdy

Rozmowa z dr Markiem Wasilukiem, autorem książki Medycyna estetyczna bez tajemnic

Czym różnią się od siebie gabinety medycyny estetycznej?

Są różnice w wyposażeniu, w jego ilości i jakości. Laser laserowi nierówny. Można mieć pod taką samą nazwą urządzenie za kilkanaście tysięcy i za kilkaset, więc wiadomo, że ich działanie jest kompletnie inne. Niestety określenie medycyna estetyczna jest nadużywane. Niektóre gabinety kosmetyczne, a nawet fryzjerskie mówią, że robią medycynę estetyczną, a mają w ofercie jej namiastkę, np. tylko mezoterapię. Kiedy ja mówię „medycyna estetyczna”, mam na myśli kompleksowe podejście, z rozłożonym na lata planem działania.
Gabinety różnią się też umiejętnościami lekarzy. Żeby dobrze wykonywać zabiegi trzeba mieć nie tylko wiedzę i doświadczenie, ale też zdolności manualne i zmysł artystyczny. Trzeba umieć działać niestandardowo i wypracowywać własne procedury. W medycynie estetycznej nie istnieją bowiem jasno wytyczone standardy.

Jak to możliwe?

Chociaż brzmi to paradoksalnie, łatwiej wykonać chirurgowi operację wyrostka czy mózgu, bo ma konkretne procedury, których się trzyma. W medycynie estetycznej nie ma gotowych standardów, bo jest to tak młoda i rozległa gałąź medycyny, z tak wieloma trudnymi do przewidzenia sytuacjami i możliwościami, że „podejście indywidualne” nie jest tutaj pustym hasłem tylko codziennością. W dodatku jest to dziedzina rozwijająca się w zawrotnym tempie. Przykładowo, co roku zmieniam podejście do leczenia przebarwień. Zajmuję się nimi profesjonalnie od 6 lat i mogłoby się wydawać, że wiem o nich wszystko, a jednak i tak w wakacje część urlopu poświęcam na czytanie, co nowego pojawiało się w tym obszarze. Jeśli naprawdę chcę pomagać pacjentom, muszę się edukować non-stop i poszerzać możliwość terapii. Gdybym robił to, co inni, miałbym skuteczność leczenia przebarwień 30-40 procent, a mam niemal dwa razy wyższą.

Czy istnieją przynajmniej standardy w edukacji lekarzy medycyny estetycznej?

Niestety nie ma dobrego systemu edukacji, nie ma szkół, uczelni, kursów, które gwarantowałyby, że jak je skończysz, będziesz super specjalistą. Ja oprócz studiów medycznych, ukończyłem dwa rodzaje studiów podyplomowych z medycyny estetycznej w Polsce (na Uniwersytecie Warszawskim i w Podyplomowej Szkole Medycyny Estetycznej PTMEiAA) oraz studia na poziomie magisterskim (tzw. level 7), jedyne takie w Europie, w Queen Mary University w Londynie. Należę do pierwszego rocznika lekarzy, którzy takie studia skończyli, jestem też jedynym jak dotąd absolwentem – Polakiem. Można powiedzieć, że nie da się być już bardziej wykształconym w tej dziedzinie, a i tak cały czas się dokształcam. To gwarantuje, że jestem skuteczny, że potrafię poradzić sobie w sytuacjach uznanych przez innych lekarzy za beznadzieje, wreszcie, że jestem odporny na marketing. Potrafię w gąszczu nieprawdziwych informacji wyłuskać te rzetelne, które stanowią zaledwie 10-20 procent. Niedawno amerykańska firma zaproponowała mi zakup najnowszego i teoretycznie najlepszego lasera. Wystarczyło mi przeanalizowanie jego parametrów, żeby wiedzieć, że są gorsze od tych, które mam w laserze kupionym siedem lat temu.

Zdarzają się powikłania?

Coraz częściej. Gdy przychodzą do mnie pacjenci z problemami czy powikłaniami po nieudanych zabiegach w innych gabinetach, przekonuję się, jak kuriozalne procedury mieli zaproponowane, jak źle wykonane, albo jak kompletnie niedobrane. One bardzo często nie miały prawa zadziałać.

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.