Marek Wasiluk
 

Powikłania po hydroksyapatycie wapnia. Bulwa, igła i masowanie

Powikłania po zabiegach z użyciem hydroksyapatytu wapnia nie są częste, bo też i sam zabieg nie należy do bardzo popularnych (zresztą słusznie, o czym kiedyś pisałem), chociaż zyskuje na popularności. Kiedy jednak się pojawiają, mogą być uciążliwe, zwłaszcza jeśli zajmują się nimi osoby, które tylko udają, że wiedzą, co robią. Przedstawiam realny przypadek pacjentki, która otrzymała pomoc, drastycznie pogarszającą jej stan.

Przeczytaj też:
Hydroksyapaty wapnia – dlaczego nie

Pani „doktor” bierze igłę

Kobieta była na zabiegu odmładzającym hydroksyapatytem wapnia. Po półtora miesiąca od zabiegu na prawym policzku pojawiła się mocna opuchlizna. Po ratunek udała się najpierw do gabinetu, gdzie miała wykonywany zabieg. Tam, pani „doktor” wzięła igłę i zaczęła mocno nakłuwać opuchnięty policzek. Zaleciła pacjentce w domu mocne masowanie tego miejsce i łykanie ketonalu.

Kobieta bardzo przyłożyła się do tego masowania, tyle tylko, że w efekcie opuchlizna zmieniła się w ogromną bulwę w górnej części policzka. W tym stanie, kilka dni później trafiła do mnie.

Dlaczego napisałem „doktor” w cudzysłowie? Osoba wykonująca zabieg podawała się za lekarkę z Ukrainy. Tyle tylko, że po zweryfikowaniu danych okazało się, że nią nie jest.

Pudrowanie syfa

Wizytę pacjentki zacząłem od wywiadu medycznego i wykonania USG. Nad działaniami nie-doktorki można tylko załamać ręce. Zaproponowane postępowanie było przejawem całkowitej bezmyślności. Mam wrażenie, że tacy pseudoeksperci nie mają pojęcia, co robić z powikłaniami, ale to maskują.

Udają, że wiedzą. Udają, że coś robią. Dają pacjentowi jakieś zalecenia i liczą na to, że samo przejdzie. To jak zaklinanie rzeczywistości.

To, co zostało wykonane u pacjentki, było jak pudrowanie syfa – w dodatku zanieczyszczonym produktem, żeby rósł jeszcze bardziej.

Stan zapalny. Nie zaogniaj!

Nawet bez diagnostyki widać było, że to, co zaczęło się dziać u pacjentki, to był stan zapalny. Mógł on wynikać albo z nietolerancji produktu, albo mieć podłoże bakteryjne.

Wdrożone przez „lekarkę” postępowanie (kłucie, masowanie) było sprzeczne z logiką, bo prowadziło do zaognienia tego stanu, zamiast wyciszenia i totalnie bezsensowne.

To był algorytm typu (wyobraźcie sobie): przychodzi z niegojącą się raną bo poparze i dostaje zalecenie, żeby codziennie zrywał strupek to wtedy rana się zagoi.

To nie jest jednostkowy przypadek. Ludzie zajmujący się medycyną estetyczna nie mają pojęcia, jak się leczy powikłania. Co gorsza, nie-lekarze regularnie w takich sytuacjach zalecają działania odwrotne do właściwych, w związku z tym – zamiast pomagać – jeszcze bardziej potęgują problem. Pisałem już wiele razy o podobnych przypadkach, np. w artykule „Ropień po wypełnieniu bruzd kwasem hialuronowym” https://www.marekwasiluk.pl/ropien-po-wypelnieniu-bruzd-kwasem-hialuronowym/

Papugowanie pseudoekspertów

U osób, które do mnie trafiają z problemem po zabiegu estetycznym, najczęściej obserwuję dwie kategorie powikłań. Ok. 30 procent z nich to powikłania nietypowe. Nawet profesjonaliści sobie z nimi nie radzą. Do takich powikłań należy opisywany przeze mnie przypadek pacjentki, której wydłubałem z policzka zbrylony kwas polimlekowy. Kobieta była wcześniej u kilku specjalistów – lekarzy, wdrażali oni postępowanie, które teoretycznie było w porządku, a jednak nie działało.

Opisałem ten przypadek w tekście:
„Zgrubienia pod oczami – powikłania po kwasie hialuronowym” 

Drugi rodzaj to powikłania bardziej standardowe, z którymi pacjent idzie do pseudoeksperta. Ten jednak nie robi nic, co naprawdę mogłoby pomóc. Najczęstsze działania bazują na „papugowaniu”. Tak nazywam ślepe naśladowanie – stosowanie znanych lub zasłyszanych procedur, ale kompletnie niedopasowanych do sytuacji.

Przykładem jest bezrefleksyjne podawanie na większość powikłań hialuronidazy, na zasadzie: kiedyś podałem hialuronidazę pacjentce z powikłaniem po kwasie hialuronowym i pomogła, więc jak przychodzi pacjent z powikłaniem po kwasie polimlekowym, to też podam mu hialuronidazę.

Nie. To tak nie działa!

Nawyki i przyspieszenie

Papugowanie wynika z braku wiedzy, z braku wykształcenia i braku myślenia, a być może też lenistwa, żeby się dowiedzieć. Wracają raz po raz dyskusje o kompetencjach lekarzy i kosmetologów, z argumentami, że przecież ci drudzy mają zajęcia z anatomii, więc mogą wykonywać zabiegi przynależne lekarzom.

Tyle że w medycynie estetycznej anatomia jest mniej ważna niż fizjologia i funkcjonowanie całego organizmu, a tego nie da się nauczyć na studiach z kosmetologii ani tym bardziej na kursach dla kosmetyczek, bo one temu nie służą.

Tylko studia medyczne dają kompletną wiedzę, ale też pewne nawyki myślenia. One wchodzą w krew jak jazda samochodem – na początku kierowca czuje się zagubiony, gdy ma ogarnąć jednocześnie hamulce, zmianę biegów i patrzenie w lusterko, a potem robi to automatycznie.

Nawyki wynikające z doświadczenia, w połączeniu ze zdobywaną cały czas wiedzą, pozwalają na podejmowanie dobrych decyzji.

To dotyczy wielu obszarów w życiu. Jechałem kiedyś w Warszawie środkowym pasem trzypasmowej trasy „S”, ok. 80 km na godzinę, i nagle kierowca z sąsiedniego, prawego pasa, zaczął wjeżdżać na mój pas. Błyskawicznie spojrzałem w lewo, czy mogę odbić/uciec, i zrobiłem to, bo lewy był wolny, ale na tyle gwałtownie, że samochód zaczął tańczyć tyłem– w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, pomimo prób delikatnego kontrowanie trwało to dalej…  Na szczęście zawsze interesowałem się i samochodami i bezpieczną jazdą, więc z banku zgromadzonych w mojej głowie informacji automatycznie przebiła się szybko taka, że z niestabilnej jazdy (zarzucania lewo-prawo tyłem) samochodem z napędem na przednie koła można wyjść, paradoksalnie, przyspieszając. Zamiast hamować dodałem więc gazu – dosłownie na chwilę – i natychmiast wyprowadziłem samochód z niebezpiecznej sytuacji. A co by się stało, gdybym zaczął hamować, co teoretycznie jest pierwszą myślą w takich sytuacjach? Obróciłoby mnie w poprzek i rozbiłbym samochód.

Ten przykład to jest właśnie idealne zobrazowanie różnicy w kompetencjach między osobą z wykształceniem medycznym, a niemedycznym –  w sytuacjach awaryjnych o tej pierwszej włączają się automatycznie mechanizmy prawidłowej reakcji, tej drugiej niestety zazwyczaj nie.

Z packą na czołg

Wracając do pacjentki. W zaleceniach od „lekarki” było zażywanie ketonalu. Skuteczność równie wysoka jak wysłanie pacjentki z packą na muchy na czołg. W przypadku powikłań zaleca się zdecydowanie mocniejsze działania. Lepsza do tej packi byłaby armata na wróbla. W przypadki powikłań tego typu korzystniej jest przestrzelić z działaniem, niż nie doszacować zagrożenia.

Nie zapewniono kobiecie żadnej diagnostyki. Nie zaproponowano dalszego postępowania. Nie skierowano nigdzie po dodatkową pomoc.

Kiedy pacjentka dowiedziała się u mnie, jak powinno wyglądać prawidłowe postępowanie w przypadku powikłań, była załamana. Ode mnie kobieta otrzymała profesjonalne leczenie farmakologiczne. Zleciłem także badania.
Przy okazji zauważyłem, że niestety również na drugim policzku rozwija się stan zapalny. Podejrzewam więc, że powikłanie u pacjentki było efektem nietolerancji na preparatu, a nie infekcji bakteryjnej. Jednocześnie jednak fatalne postępowanie nie-lekarki doprowadziło do sytuacji, w której może rozwinąć się ropień, dlatego musiałem zlecić od razu szersze leczenie, niż byłoby konieczne, gdyby kobieta trafiła od razu do mnie. Niestety, to nakłuwanie policzka, a potem masowanie – a pacjentka przyłożyła się do zadania i masowała się naprawdę mocno – bardzo pogorszyło jej stan.

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.