Powikłania po kwasie polimlekowym to coraz częstszy problem w gabinetach medycyny estetycznej – i coraz częściej są one źle leczone. Niestety, wokół tego tematu jest dużo niewiedzy i pojawiają się osoby, które obiecują szybkie rezultaty, nie mając odpowiednich kompetencji. W tym artykule ostrzegam, czego absolutnie nie robić, jeśli pojawi się problem – bo błędna decyzja może tylko pogorszyć sytuację.
Rynek nie znosi próżni, czyli specjaliści od powikłań
Czy coś się zmieniło w ostatnim czasie w kwestii powikłań po kwasie polimlekowym? I tak, i nie.
Nie zmieniło się to, że takich powikłań cały czas przybywa. Co tydzień ktoś do mnie trafia po pomoc.
Wynika to z medialności preparatu i zwiększonej w związku z tym skali wykonywania tego zabiegu w ostatnich latach, przy jednocześnie wysokim poziomie trudności zabiegu, jeśli chodzi o technikę podawania produktu, a także konieczności lepszej kwalifikacji medycznej. Te powikłania są różnego typu i dotyczą różnych obszarów ciała.
Zmieniło się natomiast to, że kiedyś osoby z powikłaniami po kwasie polimlekowym najczęściej od razu kierowały swoje kroki do mnie lub w miejsca, w których pracują osoby, które wiedzą jak postępować w takich sytuacjach. Teraz próbują najpierw rozwiązać swój problem lokalnie, a do mnie przyjeżdżają, gdy te próby kończą się niepowodzeniem.
To wynika między innymi z tego, że pojawiły się miejsca i osoby, które pozycjonują się w kierunku zajmowania się powikłaniami po kwasie polimlekowym. Różnie jednak z takimi miejscami i osobami bywa. O stosowanych tam metodach docierają do mnie informacje od pacjentów, którzy próbowali uzyskać tam pomoc, ale ostatecznie i tak musieli przyjść do mnie. To zainspirowało mnie do tego tekstu.
Bo skoro rynek nie znosi próżni i będzie przybywać nie tylko powikłań po kwasie polimlekowym, ale i osób „specjalizujących” się w ich leczeniu, warto, aby pacjenci wiedzieli, czego absolutnie NIE ROBIĆ, gdy pojawi się takie powikłanie.
Może dzięki temu unikną pseudo-specjalistów od powikłań i kłopotów. Bo niestety rynek medycyny estetycznej, o czym już kilkukrotnie pisałem, wygląda tak, że pacjent powinien posiąść sporą wiedzę na temat medycyny estetycznej, bo inaczej niestety może łatwo trafić na minę.
Pacjent w potrzebie. Łatwo to wykorzystać
Wcześniej jednak dwa przypomnienia:
1/ Pamiętajmy, że powikłania po kwasie polimlekowym fatalnie się koryguje. Paradoksalnie wynika to z dobrych cech preparatu, czyli z tego, że jest najmocniejszy wśród stymulatorów objętościowych i ma konsystencję umożliwiającą podawanie go w ciało, w wiele miejsc. Jednak przy powikłaniach zalety stają się wadami. Jeszcze zanim do powikłań w ogóle dojdzie, warto mieć w głowie informacje o tym, gdzie w ogóle można podawać kwas polimlekowy, a w jakich okolicach go unikać. Szczegółowo pisałem o tym w artykule „Na jakie części ciała można stosować kwas polimlekowy – niezbędnik pacjenta”
2/ Leczenie powikłań po kwasie polimlekowym to długotrwały proces. Jeśli ktoś obiecuje gruszki na wierzbie, czyli np. rozwiązanie problemu w tydzień, lepiej od takiej osoby uciekać. To skomplikowany proces, nie ma jednej uznanej drogi , trzeba reagować na bieżąco na sygnały organizmu w trakcie terapii. Czasem trwa to pół roku, rok, a czasem półtora – co wynika z natury kwasu polimlekowego.
Wiele miejsc, które zaczynają się reklamować jako zajmujące się powikłaniami, moim zdaniem nastawionych jest głównie na wykorzystanie krzywdy ludzkiej.
Proponuje się zabiegi nieadekwatnie drogie i mało skuteczne w stosunku do tego, co naprawdę można byłoby zrobić, gdyby się miało na ten temat odpowiednią wiedzę. Do tego czasem nie mówi się pacjentowi całej prawdy o tym, co się da zrobić, a czego się nie da. Przekonuje się go także, że musi przychodzić na zabiegi np. co tydzień. Wykorzystuje się sytuację pacjenta, który pod wpływem stresu i tego, że ma problem, którego chce się za wszelką cenę pozbyć, zrobi wszystko i za każde pieniądze. Mnie to zniesmacza.
Niektóre z tych miejsc podpierają się nawet w komunikacji informacyjnej i marketingowej publikacjami naukowymi, nie potrafią ich jednak przełożyć na to, jak wygląda praktyka, prawdziwe życie i na ile te publikacje i wnioski z nich płynące mają zastosowanie w przypadku terapii powikłań – trochę na zasadzie „dzwonią, tylko nie wiadomo w którym kościele”.
Nie daj sobie tego zrobić, czyli jak nie leczyć powikłań po kwasie polimlekowym
Oto lista zabiegów, które ktoś może ci zaproponować w ramach leczenia powikłań. Nie daj sobie ich jednak zrobić:
1/ Najważniejsze! Nie daj sobie zrobić zabiegów rozgrzewających. Bez znaczenia jaką metodą. Niestety są one masowo proponowane, a to jest najczęstszy błąd.
2/ Równie często jak zabiegi rozgrzewające, proponuje się hialuronidazę. Wiedz, że to jest bez sensu. To postępowanie na zasadzie: skoro miałem niesmaczny kompot i po tym, jak dodałem cukru, był smaczny, to teraz jak mam niesmaczne ziemniaki, też dodam cukru (zamiast soli) i będą dobre. Większość „profesjonalistów” tak do tego podchodzi.
Jednak hialuronidaza, która działa na kwas hialuronowy (rozpuszcza go), nie działa na kwas polimlekowy. To tak oczywista wiedza, jak to, że ziemniaki potrzebują soli, żeby smakowały, a nie cukru.
Dlaczego w ogóle proponuje się ją przy powikłaniach z kwasem polimlekowym? Wynika to albo z braku podstawowej wiedzy, albo jest wyciąganiem pieniędzy od pacjentów.
3/ Stosowanie tropokolagenu albo tropokolagenu z cytrynianem sodu. Skąd się wziął pomysł na to, nie mam pojęcia. Nie znalazłem żadnych danych naukowych (a szukałem), które pokazywałyby skuteczność albo sensowność tego rozwiązania. Jest to też nielogiczne, jeśli się zastanowić.
Kwas polimlekowy jest stymulatorem. Jeśli występuje po nim problem, to najczęściej w dwóch mechanizmach: albo że jest źle tolerowany, albo że został nierówno podany. W wyjątkowych przypadkach istnieją inne mechanizmy, np. że się zbił lub wytworzyły się ziarniniaki.
Jeśli występuje pierwszy przypadek, czyli kwas polimlekowy jest źle tolerowany, czyli występuje duża reakcja immunologiczna organizmu, to podawanie jakiegokolwiek innego stymulatora jeszcze bardziej tę reakcję pobudza.
Tu dochodzi temat dużej hipokryzji, jeśli chodzi o sam tropokolagen, o którym opublikowałem oddzielny tekst: Tropokolagen – wielka ściema i manipulacja. Nie daj się nabrać
Sprzedawanie „tropokolagenu” w medycynie estetycznej ostatnio to duża manipulacja. Robi się to, jak komu pasuje i jest wygodnie, czyli np. na odmładzanie (i wtedy się mówi, że jest super stymulatorem, bo zwiększa aktywność komórek, pobudza aktywność metaboliczną tkanki); i na problemy z kwasem polimlekowym – też mówiąc, że zwiększymy aktywność komórek, przez co kwas polimlekowy zostanie szybciej zmetabolizowany. Niby tak może być (czysto teoretycznie). Tylko, jakim kosztem? Przecież częstym źródłem powikłań po kwasie polimlekowym jest właśnie nadmierne pobudzenie komórek pod wpływem kwasu polimlekowego.
Więc jeśli taki mechanizm chcielibyśmy wdrożyć w leczeniu powikłań, to trzeba by otwarcie powiedzieć, że przy metodzie „na tropokolagen” w terapii powikłań po kwasie polimlekowym, powikłanie może trwać krócej (ale i tak długo), ale za to pewnie będzie bardziej drastyczne i wyrządzi więcej szkód, niż przy innych metodach.
To tak jakby ktoś widząc palący się garaż stwierdził, że poleje go benzyną, bo wtedy szybciej ogień zgaśnie (no i zgaśnie szybciej, ale spali się więcej garażu). Albo jeszcze inaczej. Wyobraź sobie, że nalałeś wodę do dużego zbiornika/wanny i okazuje się, że jest niewielka dziura, której nie masz jak zatkać, i woda przecieka. I wiesz, że będzie tak ciekło przez 4 godziny, bo wanna jest pełna. A jednocześnie boisz się zalania łazienki. Co możesz zrobić? Jako rozwiązanie możesz podstawiać miski pod miejsce, gdzie cieknie woda i ją na bieżąco zbierać i wylewać co np. 30 minut. Inna opcja – możesz wybierać z wanny wodę jakąś miską i zajmie ci to godzinę lub dwie. W obu przypadkach pozbycie wody trwa, ale nie powoduje zalania łazienki. Ale ktoś wkracza z pomysłem (tropokolagen), że zrobi inaczej – jeszcze bardziej powiększy dziurę, żeby woda szybciej wyciekła. Ale nie mówi ci, że to zrobi i nie sprawdza, czy masz odpowiednią ilość misek, żeby tę wodę wyłapywać, i w efekcie zalewa się podłoga. Czy o to chodzi w leczeniu powikłań estetycznych? Zdecydowanie nie.
Miałem pacjentów, którym proponowano tropokolagen w leczeniu powikłań po kwasie polimlekowym. Nie przyniosło to żadnych efektów pozytywnych.
Na szczęście też nie pogorszyło ich stanu. O czym to może świadczyć? Co prawda pacjenci nie mieli precyzyjnej wiedzy, co do podanej dawki tropokolagenu, ale skoro nie było efektu i się nie pogorszyło (dla pacjenta to drugie to dobra wiadomość), to główne wyjaśnienia są dwa: albo tropokolagen nie jest taki skuteczny jak się go przedstawia (zarówno na odmładzanie i na powikłania po kwasie polimlekowym), albo była podana za mała dawka.
4/ Nie podawać leków cytostatycznych. Jednak ten punkt podaję z pewnym zastrzeżeniem – może być potrzeba podania ich przy dużych powikłaniach. Znajdują się one na liście rekomendacji, ale mają sens jedynie w naprawdę ekstremalnych przypadkach.
Natomiast namawianie pacjentów na takie leczenie bez uzasadnienia i dobrej diagnostyki w tym kierunku, nie ma sensu.
Jest to naciąganie pacjenta na mocne i kosztowne leczenie, w dodatku lekiem trudnodostępnym. Leki cytostatyczne to metoda terapii ostatniego rzutu, kiedy inne nie zadziałają.
Jak leczyć powikłania po kwasie polimlekowym
Jeśli jesteś pacjentem – bądź uwrażliwiony na to, co napisałem wcześniej. W Polsce jest mało osób, które naprawdę znają się na leczeniu powikłań. I na pewno nie należą do nich te, które proponują metody, które wymieniłem.
W leczeniu powikłań kluczowa jest diagnostyka, dostosowana do problemu, oraz odpowiednio stosowana farmakoterapia.
Nie chcę podawać gotowych przepisów, bo przy powikłaniach gotowce nie istnieją. Powikłania w medycynie estetycznej to zbyt poważna sprawa, aby działać według schematów. Zajmowanie się nimi wymaga dużej wiedzy, doświadczenia i otwartości na to, co dzieje się na bieżąco w terapii.
Mnie akurat zajmowanie się powikłaniami fascynuje, ale z pewnością nie jest to droga dla każdego.
A w przypadku powikłań po kwasie polimlekowym szukaj miejsc, które:
1. Nie obiecują efektu po jednej wizycie, czyli że problem zniknie, bo to jest niemożliwe,
2. Odpytają cię „medycznie” o twoje zdrowie, zlecą badania, diagnostyczne, zanim przystąpią do zabiegów,
3. Nie dają ci na pierwszych wizycie gotowego schematu, w stylu 5 wizyt co 2 tygodnie, trzeba podać preparat „x” czy „y” i będzie pięknie.