Marek Wasiluk
 

Nowości w medycyny estetycznej – dlaczego im nie ulegam

Wiele osób zajmujących się medycyna estetyczną pyta mnie, czym się kieruję kupując nowe urządzenia i preparaty do mojej kliniki? Klienci z kolei pytają mnie, dlaczego nie mam w ofercie zabiegów, które są aktualne w przestrzeni medialnej jako super nowości.

Najkrótsza odpowiedź na pierwsze pytanie: logiką. Na drugie: bo nie są tego warte.

Nowości technologiczne w medycynie estetycznej

W sprawie nowinek technologicznych moje podejście jest bardzo klarowne. Najpierw sprawdzam, jak działa jakaś technologia, czy naprawdę wnosi coś nowego i czy może w jakiś sposób wspomóc metody, którymi już dysponuję. Czasem może mieć bardzo wąskie zastosowanie, ale mimo to w istotny sposób uzupełnić mi terapię, jak np. frakcyjna rf pulsacyjna (urządzenie Sylfirm), , która chociaż nie usuwa przebarwień, to jest aktualnie niemal niezbędna w moich autorskich terapiach na przebarwienia (Zobacz koniecznie: Rewolucja w leczeniu przebarwień )
Jeśli widzę, że urządzenie jest sensowne, kupuję je. Przy wprowadzaniu nowych technologii raczej nie obawiam się, że może pacjentowi zrobić krzywdę. największe ryzyko jest takie, że ona po prostu nie zadziała. Zdarzało mi się kupić urządzenia, które nie wniosły niczego nowego do terapii. Wtedy wycofuję się ze stosowania ich.

Nie proponuję zabiegów, w które nie wierzę i które przynoszą słabe efekty, tylko dlatego, że już zakupiłem do nich sprzęt, albo preparaty, albo się przeszkoliłem z ich stosowania.

Sztuka rezygnacji

Kiedy na rynku europejskim pojawiały się nici PDO bardzo szybko się nimi zainteresowałem. Na szkolenia latałem do Hiszpanii i wprowadziłem je do oferty jako jeden z pierwszych, a może nawet pierwszy lekarz w Polsce. Ale bardzo szybko zweryfikowałem zdanie na ich temat i kiedy na rynku polskim dopiero rozpędzała się moda na nici, ja już mocno ograniczałem ich zastosowanie. W ofercie mam nadal nici haczykowate (przy wąskich wskazaniach, takich, gdy widzę sens i jest szansa, że zadziałają skutecznie), i sprężynkowe ale już np. z biostymulacyjnych zrezygnowałem całkowicie, bo efekty nie były wystarczająco zadowalające w porównaniu z innymi stosowanymi przeze mnie metodami.

Nowe opakowanie, czyli jak działa marketing w medycynie estetycznej

Mam dużą wiedzę na temat technicznych aspektów urządzeń oraz składników preparatów, bo lubię wiedzieć jak coś działa czy jaki ma skład.

Bardzo często wystarczy, że przeczytam informację o nich i od razu mogę stwierdzić, że ich stosowanie nie ma sensu. Dla moich klientów bywa to… problemem, bo widzą reklamy tych nowości i chcieliby doświadczyć ich działania u mnie.

Muszę im wtedy tłumaczyć, że ich nie mam, nie dlatego, że jestem mało nowoczesny, ale dlatego, że nie daję się omamić marketingowym przekazom. Rynek tak działa, że sprzedaż napędzana jest nowościami, ale w medycynie estetycznej nowości przełomowe zdarzają się rzadko. Cała reszta to stare rzeczy w nowym opakowaniu lub jedynie mamienie obietnicą.

Nowość na horyzoncie

W kontekście urządzeń pojawiła się niedawno technologia, która przykuwa moją uwagę, bo ma szansę sensownie działać. Zamierzam kupić to urządzenie wiosną i po 2-3 miesiącach testowania będę mógł więcej powiedzieć, czy spełnia wystarczająco pokładane w nim nadzieje.

To urządzenie ma bardzo dużo zalet i jedną wadą. Działa w teorii trochę jak perpetuum mobile poprawiające jakość skóry w nieinwazyjny sposób, poprzez regenerację komórek oraz pobudzanie skóry do aktywności.

Wadą jest liczba zabiegów, potrzebna do przeprowadzenia skuteczne terapii, 10-15, co może okazać się niepraktyczne (uciążliwe i kosztowne). Na pewno wrócę do tego tematu szerzej w przyszłym roku, o ile będzie warto oczywiście.

„Czemu pan tego nie ma?” O co pytają pacjenci lekarza medycyny estetycznej

„A czemu pan tego nie ma?” Sporo mam takich zapytań w kontekście różnych preparatów, w ostatnim roku najczęściej czterech:
– fibryny,
– preparatów z polinukleotydami,
– preparatu reklamowanego jako molekuła młodości,
– biostymulatora na bazie kolagenu.
Celowo nie podaję nazw marek, bo nie chcę być posądzany o czarny PR. Zależy mi jedynie na pokazaniu mechanizm moich wyborów, czy raczej w tej sytuacji, świadomego braku wyboru ich stosowania.

Dla mnie w medycynie estetycznej liczy się cel zabiegu, skuteczność oraz bezpieczeństwo. Nie ma znaczenia, czy cel ten osiągnę zabiegiem A czy B. Istnieje jednak pewien rodzaj pacjentów, którzy chcą przyjść do gabinetu na konkretny zabieg i chcą go wykonać nie zastanawiając się nad tym, czy są dla niego wskazania czy nie.

Wszystkie wspomniane wyżej preparaty promowane są jako super alternatywa odmładzające, chociażby dla biostymulatorów. Jak wiadomo, jestem ogromnym zwolennikiem biostymulacji, tyle tylko, że istnieje biostymulacja prawdziwa i pseudobiostymulacja. Zależy jak coś interpretujemy, jaki próg do definicji przyjmiemy. To ta jakby powiedzieć, że zjedliśmy śniadanie, jedząc ¼ kromki suchego chleba albo 3 kromki w masłem, wędliną, pomidorem.

Wymienione preparaty ani nie są tak naprawdę aż taką nowością, ani nie wnoszą do stosowanych przeze mnie metod niczego, co uzasadniałoby ich stosowanie.

Przyjrzyjmy się im o kolei.

Fibryna bogatopłytkowa

Fibryna bogatopłytkowa w medycynie estetycznej pojawiła się niedawno, ale w stomatologii nie jest żadną nowością, stosuje się ją od kilkunastu lat. Z punktu widzenia efektów w zabiegach urodowych nie ma zbytniej wartości dodanej w porównaniu z osoczem bogatopłytkowym. Ani nie jest w stosunku do niego rewolucją, ani ewolucją. Pisałem dokładnie o fibrynie w artykule Fibryna bogatopłytkowa – co to jest i czym się różni od osocza ]. Nadużyciem jest traktowanie jej jako wypełniacza. Jeśli fibryna pojawi się w ofercie mojej kliniki, to wyłącznie dlatego, że klientki bardzo się jej domagają, działa porównywalnie do osocza bogato płytkowego, więc będzie nie jako super metoda, ale jako „inny rodzaj osocza bogatopłytkowego”.

Polinukleotydy

Preparat z polinukleotydami to niewiele wnosząca do medycyny estetycznej moda. Polinukleotydy są fragmentami kwasu nukleinowego, które teoretycznie mają pobudzić tkankę do różnych działań. Preparat ma dać efekt ładnego wypełnienia i stymulacji, sam nie spełniając funkcji wypełniacza. Preparatów jest kilka, choć najbardziej promowany jeden.

Ja po raz pierwszy spotkałem się z polinukleotydami za granicą, 3 lub 4 lata temu. Nawet kupiłem testowo kilka opakowań preparatu, i na tym się zakończyło moje zainteresowanie, bo efekt w stosunku do reklamy był nieadekwatny. Później pojawiły się inne preparaty, gdy zobaczyłem, kto jest producentem, od razu wiedziałem, że marketingowo to się stanie hit, ale od strony praktycznej, czyli efektu, będzie duży rozdźwięk.

Mam prostą zasadę, jak coś nie działa, to tego nie wprowadzam, nawet jeśli pacjenci się o to dopominają i mógłbym na tym zarobić.

Preparat z polinukleotydami nie jest niebezpieczny, nie zaszkodziłby pacjentom, ale nie widzę sensu, by wydawali pieniądze na coś, co nie będzie zbytnio skuteczne. Jeszcze gdyby to była równorzędna alternatywa, tak jak w opisanej wcześniej fibrynie vs osocze, mógłbym się zastanawiać, ale w tym przypadku tak nie jest.

Molekuła młodości

Mniej więcej dwa lata temu pojawił się w Polsce preparat zawierający „molekułę młodości”. Dla mnie nie jest on żadną nowością, a jedynie wariacją na temat kwasu hialuronowego. Tak jednak działa rynek, że wykorzystuje każdy efekt nowości.

W preparacie tym występuje większe stężenie kwasu hialuronowego niż w innych, a w miejsce tradycyjnego sieciowania, wykorzystuje się sieciowanie termiczne.

Czy jest to alternatywa dla tradycyjnego, sieciowanego kwasu hialuronowego? Wystarczy wczytać się w rzetelne informacje od producenta, a nie od polskich dystrybutorów preparatu, by zobaczyć, że pozycjonuje o preparat jako dający efekty porównywalne do lekkich, rzadkich wypełniaczy (takich, jak stosowane są do wypełniania ust), a więc o efektach na 2-3 miesiące. To bardzo krótko.

Kolejnym sygnałem świadczącym o tym, jak realnie działa ten preparat, jest to, że trzeba wykonać dwa zabiegi w odstępstwie miesiąca. To nielogiczne. Nie robi się dwóch zabiegów wypełniaczem w odstępie ok. miesiąca, o ile nie chce się większego objętościowo (nie czasowo) efektu. Chyba, że jest to taki wypełniacz, który po miesiącu… znika.

Wygląda więc na to, że jest to preparat, który daje trochę dłuższy efekt niż mezoterapia, za cenę wypełniacza. Dla mnie jest to po prostu gorszy kwas hialuronowy, bo efekt krótszy, kosztuje tyle samo, zalet dodatkowych nie ma. A co do bezpieczeństwa, które podkreślają firmy dystrybuujące preparat, to leczyłem już osoby z powikłaniami po nim, więc on też nie jest stuprocentowo bezpieczny. Jak każdy preparat.
Jeszcze co do nowości tego preparatu. Nie jest on aż taką nowinką, bo powstał w 2015 roku, w Polsce pojawił się 2-3 lata temu i to u nas jest promowany, jakby był nie wiadomo jakim odkryciem.

Zobacz też: Kwas hialuronowy – znany i nieznany

Kolagen

Można byłoby napisać „powrót kolagenu”, bo kolagen już funkcjonował na rynku medycyny estetycznej. Był pierwszym wypełniaczem, ale miał sporo wad – przede wszystkim krótko się utrzymywał i mocno alergizował. Dlatego wypadł z rynku i został zastąpiony przez kwas hialuronowy. Potem pojawiły się biostymulatory jako lepsza moim zdaniem alternatywa dla kwasu hialuronowego.

A niedawno kolagen powrócił, jako preparat nowej generacji. W praktyce ten powrót nie wiąże się z niczym rewolucyjnym, a raczej wykorzystuje medialność słowa kolagen i jego dobre skojarzenie z młodością.

Preparaty z kolagenem są wypełniaczami, wykorzystującymi kolagen zwierzęcy, np. koński oraz… niewiedzę ludzi i automatyzm skojarzeń. Każdy organizm produkuje kolagen. Podanie człowiekowi obcego kolagenu najprościej byłoby porównać do przeszczepu. Wiadomo, że nie jest prosto przeszczepić narząd, np. serce – aby organizm nie odrzucił narządu, konieczne jest branie leków immunopresyjnych.

Zobacz też: Wszystko o kolagenie

Jeśli chodzi o kolagen, to każdy z nas ma swój własny o unikalnej budowie, wiadomo więc, że ten podany w zabiegu wypełniania, nie przyjmie się, nie wbuduje jako własny. Jest on jedynie formą wypełniacza, który na jakiś czas spowoduje wypełnienie tkanek, delikatne ich pobudzenie i odżywienie.

Na pewno kolagen nowej generacji jest bardziej oczyszczony i nie alergizuje tak bardzo. Dla mnie nie jest on jednak żadną rewolucją i z punktu widzenia metod, które stosuję, nie przynosi mi żadnych dodatkowych ani lepszych rozwiązań.

Jeśli ktoś z moich czytelników jest bardzo euforycznie nastawiony do jakiejś nowości, a chciałby upewnić się, że na pewno jest ona sensowna, to najprostszą metodę jest sprawdzenie, czy jest ona w ofercie mojej kliniki. Jeśli nie, oznacza to prawdopodobnie, że medycyna estetyczna dysponuje już lepszymi metodami na dany problem.

Bez komentarza

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.